Jakie życie może
mieć 17nasto letnia dziewczyna, mieszkająca w samym środku ogromnego Londynu?
Pewnie pomyślicie,
że "wspaniałe", albo "wymarzone"...
Otóż nie.
Urodziłam się w Polsce, jednak w wieku 6ciu lat straciłam rodziców… Zginęli
podczas powrotu z wczasów w Rzymie… Pamiętam do dziś głos prezenterki
telewizji, oznajmiającej katastrofę lotniczą. I choć byłam mała, nie miałam
nikogo bliskiego prócz starzejącej się i schorowanej babci, to poradziłam
sobie… Jakoś bo jakoś, ale poradziłam.
Dwa lata
później zostałam adoptowana przez małżeństwo z Anglii. Mieszkali w Polsce od
kilku lat, rok po tym, gdy byłam już w „nowej rodzinie”, wyprowadziliśmy się z
powrotem do Wielkiej Brytanii.
Kim są moi
nowi „rodzice”? To Emma i Adam Stone. Właściciele biura turystycznego… Hah… Cóż
za zrządzenie losu, nie?
Traktują
mnie jak powietrze, dostaję kieszonkowe i to by było na tyle. Czasami tylko,
gdy kładę się do łóżka i wpatruję w sufit, nachodzą mnie różne myśli i niekiedy
nie wytrzymuję tego wszystkiego.
To trudne,
wychowywać się samemu, gdy widzę na ulicach te wszystkie zgrane rodziny, nawet
te, które przyjechały pozwiedzać, to mam ochotę wykrzyczeć całemu światu jak go
nienawidzę.
Ale wiem,
że to nic nie da.
Mieszkamy w
samym środku tego wielkiego mrowiska. Nie mamy wielkiego, piętrowego domu czy
apartamentu w jakimś wieżowcu. Mieszkam w domku na samym rogu ulicy, trzy
sypialnie, kuchnia, dwie łazienki, przedpokój i salon.
Z okna mojego pokoju można dostrzec ogromny, diabelski
młyn nazywany przez wszystkich okiem Londynu, oraz gdy się dobrze przypatrzysz,
to między drzewami zobaczysz most z niebieskimi elementami- Tower Bridge.
Mój pokój?
Duże okno
wychodzące na miasto, z szerokim parapetem na którym znajduje się kilka
kolorowych poduszek, dwuosobowe łóżko zaraz po prawej stronie, przy ścianie. Na
przeciwko niego dębowe biurko, a przy nim krzesło z jasnego drewna na którym,
swoją drogą, zawsze przewieszone są jakieś ubrania. Ale chyba każdy nastolatek
rzuca ciuchy na krzesło od biurka, czy łóżko.
Kawałeczek
od biurka są białe drzwi. Tak, mam własną łazienkę- dzięki bogu, a w niej prysznic,
toaleta, umywalka a nad nią szafka z lustrem.
W rogu
pokoju, na czarnym stojaku kurzy się moja stara gitara z bordowego drewna.
Kiedyś grałam, ale od dwóch lat nie tknęłam jej nawet.
Teraz mam
wakacje, ale staram się znaleźć sobie jakąś pracę. Nie chce ciągle siedzieć na
garnuszku rodziców, i tak za wiele ich nie obchodzę. Wolę się usamodzielnić.
Mam
wspaniałych przyjaciół.
Jessica-
szalona dziewczyna, jest rok starsza. Ma średniej długości blond włosy, nienaganną
figurę i około 168cm wzrostu. Znamy się od ponad pięciu lat.
Jacob-
oglądają się za nim dziewczyny ze szkoły i nie tylko. Chłopak ma powodzenie,
ale cóż się dziwić skoro ma taki wygląd. Brązowe, potargane włosy, szerokie,
umięśnione ramiona i klata, którą często lubi się chwalić, zakładając obcisłe
T-shirty, Jake jest starszy ode mnie i Jess o dwa lata. Przed wczoraj styknęła
mu już dziewiętnastka.
Jake jednak
mówi, że nie szuka dziewczyny. Twierdzi, że nie potrzebna mu ona, bo ma nas i
więcej do szczęścia mu nie potrzeba, ale ja wiem, że kiedyś spotka kogoś
niesamowitego.
Nie mamy do
siebie daleko, ode mnie do Jess jest jakieś dziesięć minut spacerkiem, a do
Jacoba mam mniej więcej piętnaście, z tym, że mieszka kilka ulic dalej.