czwartek, 27 lutego 2014

Twenty one

Przeżuwam kawałek tej wspaniałej szarlotki. Uwielbiam ją.
Popijam kawą i dalej słucham wywodów Jess na temat tego, jak cudowny i uroczy jest Brad. Nie mogę nic na to poradzić, stwierdzam, że dam się jej wygadać, w końcu od tego są przyjaciółki.
 Tylko jeszcze, żebym i ja mogła powiedzieć to o Niallu... Huh.
Uroczy i cudowny? Jasne.
Wibracja w kieszeni nie daje mi spokoju więc wyciągam go i odczytuję wiadomość. To Niall.
-Bad Boy napisał?- nawet nie zorientowałam się, że ta przestała trajkotać.
Podnoszę wzrok i uśmiecham się mimowolnie na co parska głośnym rechotem.
Czuję, że przyciągamy wzrok pozostałych klientów, więc od razu besztam ją na co zamyka dziób, jednak wciąż się szczerzy.
-No gadaj, co pisze!- upiera się na co wywracam oczami i czytam na głos.
-"Żałuję, że nie możemy się dziś spotkać. ".- czytam tylko część wiadomości bo nie chcę, by znała tą drugą... "Chciałbym Cie zobaczyć w tej czerwonej bieliźnie."
Skąd on w ogóle wie, że kupiłam czerwoną bieliznę?!
-Boże! Nie gadaj, że się spotykacie! - robi wielkie oczy wpatrując się we mnie.
-Co? NIE!- zbyt głośno zaprzeczam i ponownie spotykam się z karcącym wzrokiem staruszki siedzącej nie daleko nas.
Dziewczyna kręci głową z uśmiechem i dopija kawę do końca.

Do domu docieram dopiero przed piętnastą. Blondynka zmusiła mnie jszcze, bym poszła z nią do kilku sklepów, i nie dałam rady jej przekonać o moim zmęczeniu.
Gdy wchodzę do środka, czuję zapach Lasagne. Dziwię się, że mama gotuje, bo nigdy jej to za dobrze nie wychodziło...
Wchodzę do kuchni i jeszcze większe zdziwienie maluje się na mojej twarzy, gdy widzę tatę przy kuchence.
-Wszystko okej?- pytam ostrożnie, nie wiedząc co się dzieje.
Mama to rzadkość w gotowaniu, ale ojciec?! Nigdy go nie widziałam przy garach!
-Oh, witaj córciu.- uśmiecha się i zagląda do piekarnika.
-Dobra, mów co się dzieje, bo aż się boje widząc Ciebie w kuchni.
Śmieję się nerwowo, ale widząc powagę malującą się na twarzy mężczyzny, uśmiech znika z mojej twarzy.
-Porozmawiamy przy kolacji. -mówi i odwraca się w drugą stronę, myjąc naczynia.
To znak dla mnie, że chce mnie zignorować i nie ma zamiaru rozmawiać teraz o tym.


 Siedze w pokoju czytajac kolejna czesc sagi "szeptem", strasznie wkrecilam sie w ta ksiazke i z trudem odkładam ją z powrotem, gdy słyszę wołanie z dołu.
Wchodzę do salonu, gdzie na stole czeka już kolacja, a rodzice siedzą na miejscach, w tle słychać pogodynkę z włączonego telewizora. Siadam na krześle i nerwowo nakładam sobie porcję sałatki, podczas gdy oni wymieniają między sobą porozumiewawcze spojrzenia.
Po ponad dziesięciu minutach jedzenia w ciszy, mam jej dość i postanawiam ją przerwać.
-Dobra, powiecie mi w końcu o co chodzi?!- nerwowo upuszczam widelec, który z trzaskiem ląduje na talerzu. 
Mama przygryza wnętrze policzka i po chwili nasz wzrok się krzyżuje.
-Posłuchaj... Wiemy, że nasze wyjazdy są częste i... niekrótkie... -zaczyna nerwowym głosem.
-Dlatego mamy dla Ciebie propozycję.- mówi szybko tata, na co przenoszę wzrok na jego osobę.
-Do rzeczy.- wywracam oczami nie mogąc znieść tego owijania w bawełnę.
Po kilku sekundach ciszy mama bierze głęboki oddech i odzywa się.
-Planujemy zabrać Cię na spotkanie prezesów naszej firmy, zatrudnimy Cię w niej.
Moje usta otwierają się w szoku, a oczy niemal wyskakują z orbit.
 Że co, proszę?!
Nie mogę nic powiedzieć. Oni chcą żebym pracowała w tej chorej firmie!
-Co? - to jedyne co udaje mi się wydusić, jednak nie mogę przełknąć wielkiej guli formującej się w moim gardle.
-Stwierdziliśmy, że skoro masz zostać naszą następczynią i odziedziczyć tą firmę, to lepiej, żebyś zaczęła od razu ją...
-STOP.- Przerywam mu, nie chcąc tego dłużej słuchać. Wstaję od stołu, zabieram brudny talerz i idę do kuchni.
Jakim prawem, mówią mi, a wręcz narzucają kierowanie firmą? Nawet nie zapytali, czy chcę to robić, czy w ogóle chciałabym iść na jakieś zasrane spotkanie.
Cóż, z pewnością bym się nie zgodziła... No, ale to nie znaczy, że mają decydować za mnie, do cholery!
Wrzucam naczynie do zlewu, czując jak gniew utrzymuje się wewnątrz mnie.
Biorę głęboki oddech opierając się o blat i zamykam oczy. Po chwili odwracam się i wychodzę z pomieszczenia, kierując się do swojego pokoju. Ignoruję wpatrujących się we mnie rodziców i wchodzę po schodach na górę. Na dziś mam ich dosyć. Nie mam zamiaru z nimi o tym rozmawiać, może jutro, ale nie dziś.
Zatrzaskuję drzwi z hukiem, po części chcąc pokazać im moje zdenerwowanie. Rzucam się na łóżko i wydaję z siebie dźwięk pełen frustracji, wciskając twarz w pościel.
Po kilku minutach bezczynnego leżenia odwracam się na plecy, a kątem oka zauważam migającą diodę na komórce.
Z niechęcią wstaję i sięgam po telefon, by odczytać wiadomość.
"Brad powiedział, że jestem słodka. S.Ł.O.D.K.A. CZAISZ?! "
Oh, Jess...
Kiwam głową z małym uśmiechem na twarzy i odpisuję jej krótko, że cieszę się z jej szczęścia i życzę powodzenia z przystojniakiem.
Ledwo wysłałam wiadomość, a już słyszę pukanie do drzwi.
-Co?- warczę, wiedząc, że to któryś z rodziców.
Mama wychyla się zza drewnianej powłoki i wchodzi do środka, rozglądając się po pokoju, dopiero po chwili kieruje swój wzrok na mnie.
No pięknie, zaraz się jeszcze doczepi burdelu na biurku i ciuchów leżących przy łóżku...
-Posłuchaj...- zaczyna miękko, na co unoszę brwi. - Jutro o czternastej mamy spotkanie prezesów i dobrze, jakbyś była tam na wpół do.
-Nie przypominam sobie, żebym się na cokolwiek godziła. A tym bardziej na jakieś chore spotkanie.- mówię oschle i rozsiadam się w fotelu, odgarniając ówcześnie bluzę.
Mama wywraca oczami i chwyta się pod boki.
-Musisz tam być, zrozumiano?- mówi nerwowo. -Dorośnij w końcu i zastanów się, co chcesz robić w życiu! Nie możesz wiecznie siedzieć na dupie, dziecko drogie!
Patrzę na nią z szeroko otwartymi oczami, nie wierząc w jej słowa.
-Ja mam dorosnąć?!- wykrzykuję wstając. Dość tego.
-No przecież nie ja! Nie tak Cie z ojcem wychowaliśmy.- kręci głową i przestępuje z nogi na nogę.
Tego już za wiele.
-Wychowaliście?! Przez ostatnie dwa lata byliście wiecznie na jakiś wyjazdach i mieliście mnie głeboko w dupie! -krzyczę.
-Nie tym tonem! -unosi palec wskazujący grożąc mi.
Łapię się za głowę i wzdycham.
-Zawsze znajdziesz jakiś powód do kłótni, nie? Nigdy nie odpuścisz, przecież taka już jesteś.- prycham i siadam z powrotem na miękkim fotelu.
-Nie byłoby jej, gdybyś tak się nie zachowywała.- warczy. - A teraz, posprzątaj w tym pokoju, bo zaraz się tu coś zalęgnie.- na jej twarz wpełza grymas.
Wywracam oczami, nie chcąc jej słuchać. Już dość mi namieszała w głowie.
 


wtorek, 18 lutego 2014

Twenty

Wolnym krokiem idę w stronę dużego centrum handlowego, rozkoszuję się wspaniałą pogodą, która łaskawie zgodziła się zawitać w Londynie. Staram się wypatrzeć z daleka przyjaciółkę, ale nigdzie jej nie widzę.
Gdy docieram pod samo wejście do budynku, decyduję się zadzwonić do niej i upewnić, czy aby czasami nie zapomniała o naszych zakupach.
Odbiera po pierwszym sygnale.
-Już pędzę, już pędzę!- wykrzykuje i rozłącza się.
Śmieję się pod nosem i chowam komórkę z powrotem do kieszeni.
Po chwili wyjmuje z torebki paczkę papierosów i wyciągam z niej jednego. Chowam ją z powrotem po czym odpalam fajkę.
Skoro Jess ma niedługo być, to na pewno zdążę spalić. Tym bardziej, że jej "już" zazwyczaj trwa nie mniej niż dziesięć minut.
Palę i przyglądam się ludziom wchodzącym jak i tym opuszczającym centrum handlowe. Gdy odwracam się w stronę parkingu, niemal dostaję zawału serca.
Patrzę jak czarny Range Rover parkuje kawałek dalej i czuję jak moje serce zaczyna bić coraz szybciej.
O, mój boże...
Po chwili wysiada z niego chłopak. On. Zamyka auto pilotem i wkłada kluczyki do kieszeni, idąc w moją stronę.
Przyłapuję się na tym, że przyglądam się jego wyglądowi, temu jak biały T-shirt opina się na jego ciele, jak ciemne jeansy przylegają do jego nóg...
Odwracam się tyłem i robię kilka kroków w przód by stanąć przy jednym ze śmietników, mam nadzieję, że mnie nie zauważy.
Głupio mi teraz. Czuję jak wpadam w panikę, nie chcę go widzieć. Tym bardziej po tym, co mu napisałam a on nie odpowiedział. Nie mam pojęcia jak zareaguje, czy wybuchnie, czy będzie spokojny... Nic nie wiem.
Przyciągam dłoń z papierosem do ust i zaciągam się nikotyną, czując jak powoli zaczyna mi drżeć ręka.
Wiem, że jest już blisko. Staram się zachowywać normalnie i próbuję zwalczyć chęć odwrócenia się i sprawdzenia, czy już wszedł do środka.
-Witam. -podskakuję, słysząc jego szept tuż przy moim uchu.
Boże.
Nawet nie słyszałam jego kroków, nie miałam pojęcia, że stoi AŻ tak blisko.
Powoli odwracam się i staram się zachować powagę.
Chłopak unosi kącik ust w tryumfalnym uśmiechu. Jest zbyt pewny siebie.
-Erm... Cześć. - mówię cicho i robię krok w tył, by utrzymać dystans.
Nie potrafię racjonalnie myśleć, gdy jest tak blisko. Jego zapach wręcz paraliżuje mnie, a jego wzrok wcale mi nie pomaga.
-Co słychać?- pyta a ja marszczę brwi.
-Nic?- nie wiem co powiedzieć.
-Nie mówiłem czegoś o paleniu? -unosi brew i spogląda w dół, na mą dłoń w której trzymam papierosa.
O nie, mój drogi. Nie będziesz mówił mi co mam robić, a czego nie!
Przenoszę ciężar z jednej nogi na drugą i ostatni raz zaciągam się fajką, widząc, że już się kończy.
Nim odpowiadam, pochylam się i gaszę peta na śmietniku i wrzucam go do niego.
-Nie mówiłam czegoś o twoich nakazach i zakazach?- ton mojego głosu jest niemal identyczny jak przy jego pytaniu.
Chłopak prycha i ponownie podnosi na mnie wzrok.
-Jak zwykle pyskata.- mruczy na co wywracam oczami i wzdycham.
Czuję na sobie palące spojrzenie blondyna i mimowolnie na niego spojrzałam.
Ah...
-Tak, tak...- westchnęłam. -wywracanie oczami.- przygryzłam wnętrze policzka podczas gdy on wyraźnie złagodniał na twarzy słysząc moją odpowiedź.
-Jednak coś tam zapamiętałaś.- uśmiecha się na co dziwię się.
Co? Teraz się uśmiecha? Boże... Ale, w sumie to dobrze.
-Cokolwiek. -sama śmieję się pod nosem, moją uwagę odwraca głośny tupot obcasów i kieruję głowę w prawo, kątem oka widzę jak blondyn podąża oczami za moim wzrokiem.
-Przepraszam Cie, ale...- dziewczyna zaczyna się tłumaczyć, jednak gdy podnosi głowę przerywa i wpatruje się w Nialla.
Chłopak unosi brwi i spogląda na mnie.
Czemu to musi się dziać?!
-Okej. Chodźmy już.- to jedyna najlepsza wymówka, jaką udaje mi się wymyślić w tej chwili. Jess nic nie mówiąc kiwa głową i przechodzi obok niego, kierując się do środka.
Ruszam za nią, niemalże czując na plecach oddech chłopaka.
Obracam głowę i nasz wzrok się krzyżuje.
-Zamierzasz za mną łazić?- pytam cicho, starając się, by blondynka nie zwróciła na nas uwagi.
-Nie. -ucina i skręca w prawo.
Oh, super...
Podbiegam do przyjaciółki i chwytam ją pod ramię na co posyła mi cwany uśmieszek.
O nie, nie, nie. Zaraz się zacznie.
-Znowu on!- niemal wykrzykuje podekscytowana. - Przyznaję, nie doceniałam jego seksapilu. - trzepie rzęsami unosząc głowę w górę.
-Co?- dziwię się.- Przecież jeszcze nie tak dawno byłaś przeciwna mojej znajomości z nim.- marszczę nos na co macha lekcewarząco ręką.
-Daj spokój. TAKIE ciacho z niego... mmm... Schrupałabym niczym świeżą bagietkę z Tesco.- mówi na co obydwie zaczynamy się śmiać.
Kto by pomyślał, że tak szybko zmieni o nim zdanie...
Chociaż... po niej możnaby się wszystkiego spodziewać. To szalona dziewczyna, uwielbiająca flirtować.

Po ponad godzinnym chodzeniu po sklepach i kilku sprzeczkach z Jess, postanawiamy, że przyda nam się odpoczynek i porządna kawa.
Kierujemy się na pasaż Starbucks'a i od razu zajmujemy jeden ze stolików.
Rzucam swoje torby z kupionymi rzeczami na podłogę, podobnie jak Jessica, i kieruję wzrok na kartę kaw i przekąsek.
Decyduję się na kawałek szarlotki i Caramel Macchiato, a ona bierze porcję ciasta czekoladowego jak i czekoladową odmianę mojego napoju.
Kelnerka przynosi nasze zamówienie, za co dziękuję z uśmiechem i zatapiam usta w bitej śmietanie, na wierzchu kubka. Pyszna.
Nagle blondynka piszczy i szybko zakrywa usta dłonią. Patrzę na nią jak na dziwną istotę z mackami, na co szczerzy się do mnie i odkłada komórkę na stolik.
-Brad zaprosił mnie na randkę! -mówi piskliwym głosem i stuka obcasami o podłogę, z podniecenia.
-TEN Brad?!- robię wielkie oczy, gdy kiwa energicznie głową.
O, mój boże! Jessica już od kilku miesięcy planowała go poderwać i najwyraźniej jej się to udało.
-Boże! Normalnie nie mogę!- zaczesuje włosy ręką i nabiera na widelczyk spory kawałek słodkości po czym zachłannie wpycha go do ust na co parskam śmiechem i kiwam głową z dezaprobatą.
Wariatka.  

środa, 5 lutego 2014

Nineteen

 **~~**
Nie mam pojęcia, kiedy pojawi się następny rozdział... Przepraszam, ale nie mam czasu dosłownie na nic! Mam przygotowania do matur, dużo nauki a teraz na ferie wyjeżdżam w góry, więc raczej nie będę tam nic pisała, tylko cieszyła się odpoczynkiem... 
Postaram się napisać nowy jak najszybciej :) 
**~~**

Po odczytaniu wiadomości moje serce zaczyna walić w szalonym tempie. Wstaję i kieruję się do szafki po mojej prawej stronie, wyciągam z niej paczkę papierosów i schodzę na dół, starając się ominąć rodziców. Co prawda wiedzą, że palę, ale jeszcze nigdy mnie na tym nie przyłapali. Otwieram drzwi i siadam na schodkach ganku, po czym odpalam fajkę i od razu wciągam nikotynę do płuc.
W sumie to nie rozumiem, dlaczego się przestraszyłam... Myślę nad tym wszystkim i dochodzę do wniosku, że należało mu się. Nie mam pojęcia czemu się tak mnie uczepił, już myślałam, że wyrzucę go z mojej pamięci i znów wejdę w monotonię sprzed paru tygodni.
Jednak nie. Mój mózg zdaje się niedługo eksplodować od natłoku tego wszystkiego, gdy palę staram się myśleć racjonalnie. Rozważam wszystkie za i przeciw tej znajomości.
Jessica ostrzegała mnie przed nim, ale widziałam ten błysk w jej oczach, gdy na niego spojrzała wtedy, przed szkołą. Kocham swoją przyjaciółkę, ale na prawdę jest pogmatwana.
Niall?
Wkurza mnie, drażni i irytuje, ale...ma cudowny uśmiech. A ja? Ja kocham cudowne uśmiechy.
Prycham pod nosem i wypuszczam dym odchylając głowę w tył.
Gdy o nim myślę, mam to głupie uczucie gdzieś wewnątrz mnie. Nie wiem co o tym myśleć, nie lubię CZUĆ. Właściwie, to miło jest nic nie czuć. Nie przejmować się niczym, uśmiechać się, choć nie być szczęśliwym, udawać przed ludźmi, ale mieć spokój od głupich pytań.
Mogę leżeć w łóżku i wpatrywać się w sufit, nie czując nic, nawet nie płacząc, bo nie widzę już  w tym sensu, płacz i tak nic nie da. Mogę przeżywać każdy dzień tak samo, bez zbędnych emocji i problemów, w czystej monotonii. Zawsze sobie jakoś radziłam, więc poradzę sobie i teraz.
Kolejny raz z rzędu wciągnęłam "truciznę" do płuc, przetrzymałam chwilę wewnątrz i wypuściłam dym.
Pamiętam nasze pierwsze spotkanie, wtedy, na imprezie. Pamiętam jego spojrzenie i to, jak serce zaczęło mi szybciej bić ze strachu, jak poczułam, że jestem słaba... W zasadzie, to sama nie wiem dlaczego się go boję...bałam... Cholera!
Nie wiem jak on to robi, ale sprawia, że choć bardzo chcę, to nie mogę wymazać go z pamięci i nie myśleć o nim. Chociaż często go denerwuję i robi się agresywny, to jakiś cichy głosik w mojej głowie szepcze do mnie "Bez obaw, on nic Ci nie zrobi".
Robię się wtedy odważniejsza i... potrafię się uśmiechać.
Wibracje w kieszeni przerywają moje rozmyślenia, wyrzucam peta na chodnik i wyjmuję komórkę.
Wiadomość od Nialla. Chyba już się przyzwyczaiłam do tego, że pisze w najmniej oczekiwanym momencie.
"Rodzice w domu?"
Marszczę brwi ze zdziwienia i odpisuję, nieugięta. 
"Nie przeszkadzaj mi w ignorowaniu Cie! "
Wchodzę z powrotem do domu i idę do kuchni, kładę telefon na wysepce kuchennej i podchodzę do szafek ze szklankami, wyjmuję jedną i nalewam do niej soku, który stoi obok chlebaka.
Dźwięki wibracji rozchodzą się po pomieszczeniu, upijam łyk i chwytam w dłoń urządzenie.
"Nie chwytaj się brzytwy, kiedy twoja tratwa tonie, maluchu. " 
Co? Jestem jeszcze bardziej zdziwiona niż przedtem. O co mu chodzi? 
Nie mam żadnej tratwy, bo wcale się nie poddałam w niczym. Jestem silna,tak?
"Co masz na myśli?"
 Piszę do niego i szybko wysyłam. Słyszę grający telewizor w salonie, więc biorę szklankę soku i idę tam. Mama siedzi na kanapie i ogląda jakiś program kulinarny.
Jakby miało ją to nauczyć gotować... Śmieję się w myślach i siadam na fotelu, kierując wzrok na ekran.
Kolejny esemes wyrywa mnie z tego jakże interesującego seansu.
"Po co udajesz cwaną, skoro się mnie boisz?"
Boże, pomóż mi zrozumieć tego chłopaka, bo nie mam pojęcia co o nim myśleć...
Wzdycham głośno i kręcę głową do telefonu, co przyciąga uwagę mamy.
-Wszystko okej?- pyta na co podnoszę na nią wzrok.
-Yhm, tak, tak.- Rzucam jej mały uśmiech na co kiwa głową i wraca do oglądania, a ja biorę się za odpisanie blondynowi.
"Kto powiedział, że się Ciebie boję? Nie jestem taka, jak inne, Niall. " 
Wywracam oczami kończąc esemesa i wysyłam go, po czym przenoszę się do swojego pokoju, zanim mama zacznie mnie wypytywać z kim tak piszę. A potrafi być strasznie uciążliwa. 
Siadam w moim fotelu i czekam aż odpisze, a wiem, że zrobi to niebawem. 
Chcę wstać i wziąć laptopa, ale zatrzymują mnie wibracje telefonu.
"Nie jedna się mnie bała i wciąż boi, maluchu. "
No i co z tego? Grymas wpełza na moją twarz. Idiota. 
Myśli, że kim jest? I co, do cholery ma z tym maluchem? Trudno go zrozumieć... Ale zrobię to. 
Jeżeli myśli, że fakt przelecenia wielu dziewczyn dodaje mu czegoś do "zajebistości" to się grubo myli, bo właśnie wyszedł na totalnego kretyna. 
"Wiesz co, może i miałeś wiele dziewczyn, które się ciebie bały i tylko dlatego się z nimi przespałeś. Nigdy nie miałeś żadnej kobiety, nigdy nie miałeś prawdziwej lekcji, więc zapraszam na wykład, skoro jesteś taki cwany. Nigdy nie czułeś nic, poza popędem seksualnym, jesteś nieczułym chamem, który próbuje oszukać wszystkich i skłonić ich do strachu przed sobą. Nic więcej." 
Zdenerwowana, mocno przyciskam palec do ekranu i wysyłam wiadomość. Nikt nie będzie mnie porównywał do pustych laleczek, czy dziwek. Nie pozwolę sobie na to, nawet przywódcy największego gangu w Londynie. 

Następnego dnia budzę się wypoczęta, a to dlatego, że wczoraj wcześnie poszłam spać. Niall nie odpisał mi już nic więcej, chyba dotarło do niego, że nie jestem taka słaba. 
Podnoszę się z łóżka i biorę do ręki telefon, w celu sprawdzenia godziny. Dochodzi dwunasta, więc postanawiam wstać i się ubrać, a potem pójść z Jess na jakieś zakupy, bo przypomina mi się, że przydałby mi się jakiś strój do kąpania i szorty.
O wpół do pierwszej Jessica mi odpisuje, że spotkamy się w centrum handlowym o trzynastej, więc szybko schodzę na dół i szykuję sobie śniadanie. 
Rodzice chyba wyszli, bo cisza wypełnia cały dom, gdy siedzę i jem szybko czekoladowe płatki z mlekiem. 
Zamykam drzwi na klucz i chowam go do małej torebki, którą przewieszam sobie przez ramię, jest w niej jeszcze portfel, a komórkę wcisnęłam do kieszonki moich jeansowych spodenek.