czwartek, 27 marca 2014

Twenty Eight

W mojej głowie szumi od głośnej muzyki i alkoholu we krwi. Wypiłam tylko trzy drinki, ale czuję, że gdybym przestała tańczyć i usiadła, to nie wstałabym ponownie.
Kręcę biodrami i podskakuję w rytm muzyki, zerkam na chwilę w stronę stolika, gdzie siedzi Jess z Bradem i namiętnie o czymś rozmawiają. Uśmiecham się do siebie i zamykam oczy.
Gdy ponownie je otwieram, czuję na sobie czyjś wzrok, nie przestając tańczyć, patrzę w stronę baru i widzę jakiegoś faceta wpatrującego się we mnie z powagą na twarzy. Marszczę brwi i odwracam się za siebie, zauważając jak coś za moimi plecami przykuło jego uwagę.
Niemal zastygam w bezruchu widząc blondyna z zaciśniętymi pięściami, rozglądającego się po klubie, za nim stoi trzech chłopaków.
Schylam się i staram się przecisnąć przez tłum ludzi do tylnego wyjścia.
Nie może mnie znaleźć...
Nagle wpadam na kogoś, podnoszę ze strachem głowę i widzę... Harrego.
Zajebiście.
-Nie mów mu.- odzywam się szybko i ciągnę go za rękę, by się pochylił.
-Idź szybko do tylnego wyjścia. Zatrzymam go jakoś.- stara się przekrzyczeć muzykę.
Kiwam energicznie głową i chcę go wyminąć, ale zatrzymuje mnie jeszcze raz.
-Jest na prawdę wkurwiony. Uważaj na siebie.- patrzy mi w oczy i po chwili szybko mnie wymija.
Kurwa.
Staram się jak najszybciej przebić do tylnego wyjścia. Mijam tańczących ludzi i obijam się o ich spocone ciała. Nie myślę już nawet o obrzydzeniu do nich, chcę po prostu się stąd wydostać niezauważona.
Serce wali mi niemiłosiernie, wiem, że jeżeli natknę się na Nialla, nie będzie miło. W tym momencie zaczęłam się bać. Zajebiście mocno bać.
Stawiam małe kroczki i wreszcie docieram do metalowych drzwi. Przy ścianie po prawej stronie całuje się jakaś para, a raczej to facet ma ochotę na tą skąpo ubraną blondynkę.
Na moją twarz wpełza grymas i popycham z całej siły ciężki metal.
Gdy wychodzę na zewnątrz, chłodne, wieczorne powietrze owiewa moją twarz przez co czuję się nieco żywsza.
Rozglądam się na boki i widzę dwie postacie stojące jakieś dwadzieścia metrów ode mnie. Próbuję zachować spokój i idę w przeciwną stronę, utrzymując równe tempo, by nic nie podejrzewali.
Jestem pewna, że to ludzie z gangu, co jeszcze bardziej pogarsza moją sytuację.
-Ej!- słyszę krzyk jednego z nich.
Są to sekundy, kiedy obracam głowę i widzę ich biegnących w moją stronę. Ruszam pędem przed siebie, gubiąc po drodze buty. Nie myślę już nawet o zostawionej w klubie torebce z kluczami i komórką. Muszę im uciec.
Biegnę ciemną uliczką, co chwilę się za siebie oglądając. Wiem, że są blisko, ale nie pozwolę się tak łatwo złapać.
Skręcam w ostry zakręt w prawo i czuję, jak małe, cholerne kamyczki wbijają mi się w stopy.
Zachowuję zimną krew i biegnę dalej, skręcając tym razem w lewo. Zatrzymuję się i zasłaniając usta ręką podchodzę do krawędzi budynku, by sprawdzić, gdzie pobiegli.
Chyba ich zgubiłam...
Oddycham z ulgą, jednak mojego pecha nie ma końca i słyszę tupanie butów. Zerkam za mur, lekko się wychylając i widzę, jak dwie postacie biegną dalej prosto. Uśmiecham się lekko, zadowolona z siebie i ponownie opieram się o mur, dysząc.
Podnoszę nogę do góry i łapię stopę w dłonie. Krzywię się, widząc małe plamki krwi na pięcie i opuszkach. Dopiero teraz zaczynam odczuwać lekkie szczypanie, musiałam się skaleczyć podczas tego biegu.
Zastanawiam się, co mam teraz zrobić, gdzie iść. Do domu nie mogę, bo po pierwsze, to rodzice by mnie chyba poćwiartowali widząc w jakim stanie wracam poza tym, mówiłam im,  że będę u Jess. A znowu do niej nie mogę także iść, bo ten palant na pewno wysłał już tam kogoś.
Ja pierdolę...
Stwierdzam, że po prostu pójdę przed siebie, uważając by nie natrafić na nikogo z gangu Jax'a.
Wolno stawiam kroki, ignorując ból stóp i rozglądam się co chwilę na boki i za siebie. Wzdycham z ulgą, gdy wychodzę na ulicę i nie widzę ani żywej duszy.
Jedynie kilka samochodów przejeżdża obok, zdając się mnie w ogóle nie zauważać.
W pewnym momencie widzę przed sobą czterech chłopaków, palących papierosy na środku chodnika. Jeden z nich odwraca głowę i patrzy na mnie, ale chyba zdecydował się mnie olać, bo zaczął mówić coś do kumpli.
Cholera.
Nie za bardzo wiem, co mam w tej sytuacji zrobić, ale decyduję się na przejście obok nich, jak gdyby nigdy nic.
-Zabłądziłaś?- wzdrygam się, czując na ramieniu rękę jednego z nich, gdy właśnie miałam ich minąć.
-Nie. -mówię krótko i staram się ominąć jego kolegę, ale uniemożliwia mi to, stając przede mną.
-Myślę jednak, że tak. - śmieje się głupawo i kiwa głową do jednego z nich, na co ten łapie mnie za nadgarstki i zamyka je w silnym uścisku rąk, za moimi plecami.
-Puśćcie mnie!- krzyczę i próbuję się wyrwać, ale to tylko pogarsza moją sytuację.
-Nie wierzgaj tak, mała. - syczy trzymający mnie facet, na co rzucam się jeszcze bardziej.
-Dzwoń. -jeden z tej czwórki łapie telefon i odchodzi od nas kawałek, dzwoniąc do kogoś.
Nie mam pojęcia co zrobić, więc jedyne rozwiązanie jakie przychodzi mi do głowy, to wzmianka o blondynie. Na pewno wiedzą kim jest i wystraszą się, po czym mnie puszczą...
-Jak Jax się o tym dowie, będziecie mieli przejebane. -warczę i patrzę w oczy temu wstrętnemu szatynowi.
Cała czwórka wybucha śmiechem. Co jest?
-Kochanie, nawet nie wiesz jak bardzo się mylisz.- uśmiecha się bezczelnie.
-Nie byłabym taka pewna.- spluwam i kopię z całej siły po nogach tego, co mnie trzyma.
-Kurwa!- klnie i stara się mnie utrzymać, jednak nie wychodzi mi to i obracam się do niego przodem, nim zdąża zareagować. Unoszę szybko kolano i wymierzam mu silny cios w krocze. Chłopak zwija się z bólu, a ja zostaję odciągnięta do tyłu.
Cholera. Jeszcze jeden...
Staram się wyrwać, ale owija mi ramię wokół szyi, chwilowo ciężko mi oddychać, ale zwieram się i pochylam mocno głowę w dół, po czym wgryzam się w rękę napastnika.
Mój atak poskutkował, bo ten puszcza mnie i syczy z bólu.
-Ty mała suko! -drze się, jednak ja robię już kilka dużych kroków w tył, w celu ucieczki.
Niestety szczęście mi dziś nie sprzyja...

-------------------------------------------------
Rozdział może i krótki, ale stwierdziłam, że lepsze to, niż nic :)
Napisałam go dzisiaj na szybko, żebyście nie stękały, że znowu taka przerwa między dodawaniem rozdziałów :)
Przed tamtym rozdziałem była ona dość długa, bo byłam w Poznaniu u brata i na koncercie ROOM9, więc nie miałam jak dodać chaptera :)
Teraz uczę się do matury i tak jakoś czas leci, że nawet nie zauważam kiedy. 
Kocham was i dziękuję za komentarze, choć jest ich mało, a osób które kliknęły, że czytają, jest o wiele więcej, to i tak cieszę się, że chociaż te kilka człowieków potrafi docenić moje starania i napisać kilka słów :) 
Lots of Love xx
Lottiefel

wtorek, 25 marca 2014

Twenty seven

To, że cholernie podoba mi się Niall, może wydawać się dla osoby obcej, głupie i nierozważne.
No cóż, jestem głupia.
-Ja na prawdę nie mam zamiaru iść na żadną imprezę, Niall.- syczę do chłopaka i ciskam w niego piorunami z oczu.
Nie mam pojęcia jak mam go przekonać, że nigdzie nie idę, a jednocześnie pójść na zabawę z Jess...
Cholera.
-Nie zachowuj się jak dziecko.- mruczy i przyspiesza samochód.
Zaciskam pięści i staram się zachować spokój, ale czuję, że nie wytrzymam długo.
-Jedź pod mój dom.- mówię, nawet na niego nie patrząc.
Po ponad dziesięciu minutach jazdy przez skróty, które znał blondyn, w końcu samochód zatrzymuje się pod posesją.
-Będę za dwie godziny. - chłopak odzywa się pewny siebie.
Tylko szkoda, że ja nigdzie się z nim nie wybieram.
-Nigdzie z Tobą nie jadę.- syczę i wychodzę z auta, nim zdąża jakoś zareagować.

Gdy wchodzę do domu, zdejmuję buty i kopię je pod ścianę, zanim robię to samo z torebką, wyjmuję z niej komórkę, po czym dzwonię do przyjaciółki.
Po krótkiej rozmowie, w której mówię jej, że musimy iść szybciej, decyduję, że po prostu za godzinę przyjdę do niej i tam się wyszykujemy.
Yrgh, jak to głupio brzmi. Tak na prawdę nie mam ochoty na jakiekolwiek wyjście, ale już się zgodziłam, więc nie mogę się wycofać.
Rzeczy do Jess, pakuję w swój granatowy plecak i upycham tam też czarne szpilki. Zachodzę jeszcze do kuchni, z której biorę jabłko i zbieram się do wyjścia.

Idę wolnym krokiem w kierunku domu przyjaciółki, jak dobrze, że jest ładna pogoda. Gdy jestem w pobliżu, wyciągam komórkę z kieszeni i wysyłam blondynce sms, że za chwilę będę.
Zatrzymuję wzrok na rogu ekranu, gdzie widnieje godzina, Niall na bank się wkurwi.
Jestem tego pewna.
Ale nie może mną wiecznie rządzić, tak? Nie będzie mnie traktował jak innych, nie pozwolę na to.
Otwieram sobie drzwi i wchodzę do środka, zawsze tak robimy.
Wraz z Jessicą, traktujemy się jak siostry, dlatego wchodzimy jak do siebie i tak się właśnie czujemy.
Witam szerokim uśmiecham mamę przyjaciółki, Tiffany, która macha mi ręką, podczas swojej rozmowy telefonicznej.
Kieruję się od razu do pokoju dziewczyny i gdy tylko przekraczam jego próg, moje oczy szeroko się otwierają, widząc harmider tu panujący.
Po podłodze i na łóżku porozwalane są różne bluzki, sukienki i spodnie, a dziewczyna siedzi na środku ze skrzyżowanymi nogami i przegląda jakąś gazetę.
-Planujesz ciuchowy zamach na Buckingham? -rzucam złośliwie, na co ciska we mnie piorunami z oczu i podnosi się, wyrzucając za siebie gazetę.
Co za bałaganiara...
-Nie. I nie mam co założyć.- wywraca oczami, wzdychając głośno.
-No tak, jak zwykle muszę ratować Ci skórę.- śmieję się krótko i zdejmuję plecak z ramienia, podając go jej.
Blondynka całuje mnie szybko w policzek, zanim siada na łóżku i wyciąga moje sukienki.
-Buty są moje.- zastrzegam od razu i zaczynam zbierać lumpy z podłogi.
-Ta jest świetna.- mówi i przykłada do piersi granatową sukienkę bez ramiączek.
Kiwam tylko głową i kładę pozbierane rzeczy na krześle od biurka.

Po ponad godzinie obie jesteśmy gotowe do wyjścia a Jess jest wyjątkowo podekscytowana moim wyjściem na imprezę.
-Będzie świetnie, gwarantuję Ci to!- wykrzykuje gdy opuszczamy dom.
Śmieję się i kiwam głową, po czym łapię ją pod rękę i razem czekamy na Brad'a, który ma zaraz po nas podjechać.
-Ale wiesz, że twój kochaś nie może nic pić, tak? -upewniam się, gdy widzimy zbliżający się samochód.
-Tak, tak.- jęczy i macha energicznie ręką do chłopaka zatrzymującego się koło nas.
Otwieram tylne drzwi i wsiadam do auta, podczas gdy blondynka robi to samo, zajmując miejsce pasażera.
-Cześć dziewczyny.- brunet uśmiecha się i rusza.- Gotowe na noc pełną wrażeń?- dodaje.
-No pewnie.- śmieję się nieśmiało.
Tak na prawdę nie często rozmawiałam z nim, zawsze to Jess była głównym powodem jego spotkań z nami.
Mój telefon dzwoni, gdy rozmawiamy o imprezie, więc szybko go wyciągam, nie chcąc psuć tej konwersacji.
Moje serce przyspiesza bicie, gdy widzę kto dzwoni. Przełykam nerwowo ślinę i odbieram.
-Tak?- Staram się zachować normalny ton głosu, dla niepoznaki.
-Gdzie Ty, kurwa jesteś?!- spotykam się z wrogim warczeniem blondyna.
-Ym, aktualnie nie ma mnie w domu. -mówię i trącam dłonią ramię Jess, pokazując szybko żeby byli cicho.
-Jak to, nie ma Cie w domu. Czy Ty sobie kurwa, jaja ze mnie robisz?!- krzyczy, więc szybko ściszam głośnik.
Moje serce wali niesamowicie, i czuję jak drżą mi ręce.
-Skontaktujemy się jutro, do usłyszenia.- mówię i szybko rozłączam się, nim zdąża cokolwiek powiedzieć.
-A to kto? - Widać ciekawość na twarzy blondynki.
-Jakiś gościu z firmy, rodzice przecież wciągnęli mnie w ten biznes.- wywracam teatralnie oczami.
Boże, oby to łyknęli.
-Przerąbane.- komentuje chłopak na co śmieję się krótko i dziękuję w duchu przyjaciółce, że od razu nawinęła nowy temat rozmowy, dzięki czemu nie gnębią mnie już o ten telefon.
Komórka jednak nie przestaje dzwonić, więc wyłączam ją i chowam do kieszeni jeansów.
Gdzieś w głębi duszy czuję, że popełniłam wielki błąd, wystawiając chłopaka. Ale nie ze względu na moje uczucia do niego, tylko dlatego, że na prawdę się wkurzy, o ile już nie jest mega wkurwiony.
Nie mogę jednak pozwolić mu, żeby kontrolował mnie na każdym kroku, nie jestem przecież małą dziewczynką.
Gdy dojeżdżamy pod klub, chłopak mówi, żebyśmy zajęły już stolik, a on zaparkuje samochód.
Wchodzę z przyjaciółką przez duże, metalowe drzwi, skąd z daleka słychać dudniącą muzykę, i widać sporo osób palących na zewnątrz.
W powietrzu unosi się zapach alkoholu i smród ludzkiego potu, ale to chyba normalne w tego typu miejscach. Staram się nie zwracać na to uwagi, dziewczyna ciągnie mnie, przepychając się przez tłumy tańczących ludzi, aż w końcu docieramy do jednego z niewielu wolnych stolików, przy zaokrąglonej kanapie.
-Co pijemy?- gdy tylko siadamy, pojawia się brunet z wielkim uśmiechem na twarzy.
-Chyba nie powinieneś pić, skoro prowadzisz.- mówię marszcząc brwi.
-Jedno piwko nie zaszkodzi.- macha lekceważąco ręką i opiera się o drewnianą powłokę stolika.
-Dla mnie po prostu wódka z colą, a Ty, Am?- blondynka zwraca się do mnie.
Przygryzam dolną wargę, chwilę się zastanawiając, jednak po chwili decyduję się na to samo, co wzięła Jessica.
Chłopak po kilku minutach przynosi nasze zamówienia, mówiąc że nawet nie chce słyszeć o jakimkolwiek oddawaniu mu pieniędzy za alkohol. Siada obok blondynki i obejmuje ją ramieniem, popijając swoje piwo. Już po chwili pogrążamy się w rozmowie na temat studiów i College'ów.
Z głośników zaczyna lecieć jedna z moich ulubionych piosenek Avici'ego, na co przyjaciółka zrywa się z miejsca i ciągnie mnie na parkiet, wykrzykując, że musimy do niej zatańczyć.
Biorę kolejnego łyka drinka i przeciskamy się chwilę przez tłum, by znaleźć trochę miejsca do tańca.
Kołyszę biodrami w rytm muzyki, czasami nawet podskakuję, wymachując rękoma, a gdy tylko nasz wzrok się krzyżuje, śmiejemy się do siebie.
Po trzeciej przetańczonej piosence pod rząd, czuję na talii czyjeś dłonie, więc nie przestając tańczyć odwracam się twarzą w stronę młodego mulata, który rzuca mi mały uśmiech i puszcza oczko.
Nie mam pojęcia, czemu się tak zachowuję, ale zajebiście się bawię.
Czuję jak tryska ze mnie energia, a wypity drink powoduje dodatkową porcję szalonej zabawy.
Uśmiecham się przelotnie do chłopaka, gdy zaczyna tańczyć bliżej mnie i przenosi moje dłonie na swoją szyję, podczas gdy jego ręce zatrzymują się na moich biodrach i kręci nimi do muzyki.

środa, 19 marca 2014

Twenty six

Gdy budzę się, słyszę rozmowy na dole. Przeciągam się na łóżku i głośno ziewam, po czym wstaję i idę do łazienki. Załatwiam swoje potrzeby i myślę co mam dzisiaj założyć, muszę niestety ubrać się jakoś stosownie do spotkania firmowego, bo to nie jest przecież byle jakie wyjście.
Postanawiam założyć ołówkową spódnicę, a do tego błękitną koszulę i czarne szpilki. Biorę komórkę i schodzę na dół, do kuchni w której siedzą rodzice i omawiają jakieś "sprawy biznesowe".
-Gdzie byłaś w nocy?- pyta z wyrzutem mama.
-U przyjaciela.- odpowiadam bez ogródek i sięgam do lodówki po mleko, po czym biorę z szafki miskę i płatki.
Po zalaniu musli, siadam przy stole i zaczynam jeść.
-Nie możesz sobie od tak wychodzić i wracać po nocach.- odzywa się ojciec i mirzy mnie wzrokiem.
Wywracam oczami i ignoruję ich negatywne nastawienie do mnie.
Gdy kończę jeść, rodzice zbierają się i zaczynają porządkować papiery wyłożone na stole.
-My już wyjeżdżamy, mam nadzieję, że się nie spóźnisz.- mówi z przekąsem matka i wychodzą z kuchni.
Ygh.
Wzdycham i biorę do ręki komórkę, która zawibrowała z wiadomością.
Niall.
"Wstawaj, niedługo będę. "
Przecież nie śpię... kiwam głową i wrzucam brudne naczynie do zlewu, po czym idę do salonu. Rodzice wyszli z domu, z głośnym trzaskiem drzwi, nie wiem co chcieli przez to powiedzieć.
Nie mam zamiaru siedzieć i nudzić się na tym spotkaniu, więc myślę nad tym, czy nie wziąć Nialla...
Zrobiłabym tym na przekór mamie,a  skoro ona jest taka dla mnie, to i ja będę dla niej taka sama.
Piszę do niego smsa, czy pójdzie ze mną, na co odpisuje po kilku sekundach, że ma kilka spraw do załatwienia.
Wkurzam się, bo nie tego oczekiwałam. Myślałam, że zgodzi się tam ze mną iść, zależy mi na tym...


Gdy dochodzi trzynasta, słyszę pojedyncze trąbienie, co daje mi do zrozumienia, że chłopak już przyjechał. Biorę komórkę i wkładam ją do małej kopertówki, po czym biorę klucze z półmiska przy drzwiach i wychodzę, zamykając je dokładnie.
Przy chodniku stoi jego czarny Mercedes, uśmiecham się mimowolnie i otwieram drzwi, witając chłopaka jeszcze szerszym uśmiechem.
-Cześć, maluchu.- puszcza mi oczko na co kiwam głową z dezaprobatą i niezgrabnie wsiadam.
Samochód rusza, a ja podaję mu adres firmy.
Blondyn ma na sobie granatowe jeansy, białe Dunki na nogach i białą koszulę z długim rękawem.
Marszczę brwi, przyglądając mu się. Kurcze, chyba sam jest zajęty, skoro tak się ubrał.
-Co jest?- pyta, odwracając się do mnie na co od razu spuszczam speszona wzrok.
-Na prawdę nie możesz iść ze mną? -postanawiam od razu to z siebie wyrzucić.
-Jak ładnie poprosisz.- porusza znacząco brwiami, na co prycham i uderzam go żartobliwie w ramię.
Ale kłamca.
W duchu ciesze się, że jednak będzie tam ze mną.
-Spadaj.- mruczę i prostuję się na siedzeniu, co komentuje śmiechem.

Podjeżdżamy pod spory, oszklony budynek i chłopak parkuje na jednym z miejsc dla pracowników.
Gdy wysiadam z samochodu, o mało nie wywracam się, zapominając o szpilkach. Karcę się w myślach na swój brak koordynacji ruchowej i poprawiam koszulę. Chwytam w dłoń kopertówkę i zamykam drzwi. Już po chwili blondyn jest przy mnie, zakłada na nos czarne Ray Bany i zamyka pilotem samochód, po czym łapie moją rękę i zamyka ją w uścisku swojej.
Uśmiecham się lekko, jednak jego twarz nie wyraża żadnych emocji, no cóż.
Gdy wchodzimy do środka budynku, czuję na sobie wzrok wszystkich pracowników holu.
Blondynka za biurkiem po prawej stronie przygląda się Niallowi, a ja mam ochotę ją za to zamordować.
Nie gap się na niego.
Podchodzimy do niej, chłopak ściąga okulary i wkłada je do kieszeni spodni.
-Witam, w czym mogę pomóc?- mówi, uśmiechając się zalotnie do niego.
Jednak on nie robi sobie nic z jej podrywu, co podnosi mnie na duchu i czuję się pewniejsza.
-Jesteśmy na spotkanie prezesów firmy.- mówię cierpko, no co mierzy mnie wzrokiem i marszczy brwi.
-Wszyscy są już na miejscu, chyba pomyliła Pani firmy. -mówi z wyczuwalnym przekąsem blondynka.
Prycham pod nosem i czuję, jak zaczynam się denerwować. Chłopak wyczuwając to, ściska mocniej moją dłoń i patrzy na mnie stanowczym wzrokiem, przywołując mnie do porządku.
-Chyba się nie zrozumiałyśmy...- zaczynam z fałszywym uśmieszkiem.- Nazywam się Amanda Stone, to firma moich rodziców.
Kobieta otwiera szeroko oczy i nie wie co powiedzieć.
Uśmiecham się, 1:0, blondi.
-Oh. - Nie zapowietrz się...
-Proszę powiadomić mojego tatę, że już jestem.- mówię i ciągnę za sobą blondyna.
Kieruję się w stronę skórzanych kanap i siadam na jednej z nich, głośno wzdychając. Chłopak siada obok mnie i kręci głową.
-Co? -pytam patrząc na niego.
-Jesteś zazdrosna.- mówi i widzę jak kącik jego ust drga.
Co?
-Błagam.- prycham starając się udać obojętność.
Cholera.
-Nie bój się, maluchu. Ona mnie nie interesuje.- szepcze pochylając się do mnie i muska ustami kącik moich warg.
Czuję, jak robię się czerwona, a to, że prawdopodobnie przygląda nam się około pięć osób, wcale nie pomaga mi się uspokoić.
-Amanda.- słyszę głos taty i podnoszę się automatycznie.
Jest w czarnym garniturze i właśnie stoi kilka metrów od nas.  Patrzy na blondyna i marszczy brwi, oho. Zaraz się zacznie.
-Kto to jest?- pyta spokojnym głosem, jednak jestem pewna że zaczyna się na mnie wkurzać.
-Niall Horan.- Blondyn podchodzi do niego i wita się z nim uściskiem dłoni.
Zaczynam się obawiać o to, co może palnąć mój ojciec, oraz tego, co może wtedy zrobić Niall.
-Spotkanie zaraz się zacznie, chodźmy.- mówi i odwraca się, idąc w stronę dużych, mahoniowych drzwi.
Patrzę na chłopaka na co kiwa głową w ich kierunku. Idę stanowczym krokiem, aż wchodzimy do sporej sali z długim, czarnym stołem. Przy nim siedzi dziesięć osób, na szarych krzesłach i wszyscy zwracają na nas swoje oczy, gdy tylko przekraczamy próg pomieszczenia.
-A oto i nasza córka, Amanda.- mówi moja matka na co kiwam głową do mężczyzn.
-Amando, to główni przedstawiciele i prezesi firmy. -dopowiada tata i siada na brzegu stołu.
Przebiegam wzrokiem przez pomieszczenie i widzę trzy wolne krzesła na końcu stołu.
Czując za sobą obecność Nialla, chwytam po omacku jego dłoń i ciągnę go za sobą.
Gdy zajmujemy miejsca, tata zaczyna mówić coś o jakiś aukcjach i zaczyna się moja udręka.

Po ponad godzinie siedzenia, czuję, jak mój tyłek pulsuje i boli od ciągłej pozycji. Nudzę się jak cholera, a co jest najgorsze w tym wszystkim?
A to, że wspaniały Niall Horan, tak się wdrążył w rozmowę z prezesami i moimi rodzicami, że nikt nie zwraca na mnie uwagi.
Ludzie zdają się nie wiedzieć, kim tak na prawdę on jest, jestem pewna, ze gdyby wiedzieli, nie rozmawialiby z nim tak swobodnie, tylko trzęśliby portkami.
Modlę się, by to spotkanie skończyło się jak najszybciej, mam wrażenie, że zaraz zasnę.
Nagle zaczyna dzwonić mój telefon, oczy wszystkich są zwrócone na mnie i czuję jak na policzki wpływa mi krwawy rumieniec.
-Przepraszam.- mówię i podnoszę się z krzesła, po czym biorę torebkę z dzwoniącą komórką.
Mój wzrok napotyka błękitne tęczówki, jednak prostuję się i wychodzę z sali z wkurzającym dźwiękiem aparatu.
Zamykam za sobą drzwi i niemal od razu odbieram, widząc, że dzwoni Jessica.
-Boże, dzięki Ci, że dzwonisz.-wzdycham i idę usiąść na skórzanym fotelu, ignorując wzrok blondynki zza biurka.
-Jeszcze nigdy nie cieszyłaś się tak na mój telefon.- dziewczyna śmieje się, na co odpowiadam tym samym.
-Wyrwałaś mnie z tego nudnego spotkania, co się dziwisz.- wywracam oczami.
-Idziemy dzisiaj do jakiegoś klubu?-pyta a ja marszczę brwi.
-Od kiedy to imprezujemy w środku tygodnia?
-Yh, marudzisz.- niemal wyczuwam jak wywraca oczami.- Nudzi mi się a nie mam żądnych planów, bo Brad ma jakieś zajęcia w domu.
-No... dobra, myślę, że mogę iść.- mówię i zastanawiam się, ile czasu spędzę dziś z blondynem.
W gruncie rzeczy, chciałabym być z nim non stop, ale nie mogę przecież olać przyjaciółki.
-To super. Zdzwonimy się jeszcze.- mówi i rozłącza się szybko.
Kręcę głową i poprawiam włosy. Na prawdę, nie mam zamiaru tam wracać, więc siedzę jeszcze chwilę po czym postanawiam pozwiedzać holl.
Idę w kierunku szklanej gabloty z jakimiś statuetkami i przebiegam po niej wzrokiem, nudy.
-W czymś pomóc?- podskakuję słysząc czyjś głos za sobą. Odwracam się szybko i widzę młodego mężczyznę, na moje oko ma jakoś 20-22 lata. Ma na sobie granatowy garnitur, a ciemne włosy zaczesane są na bok, z delikatną grzywką.
-Erm.. Nie...- mówię niepewnie, czując jak moje serce wybija szybki rytm.
-Nie widziałem Pani tu wcześniej, jest Pani nowa?- pyta elegancko na co mam ochotę się zaśmiać, ale wiem, że to nie odpowiednie.
-Mów mi Am.- uśmiecham się lekko, na co wyciąga do mnie dłoń.
-Devon.- ściskamy chwilę swoje ręce i posyłamy małe uśmiechy, co musi z boku dziwacznie wyglądać.
-Więc...- zaczynam jakoś, nie znosząc ciszy.
-Pracujesz tu?- pyta.
-Nie, nie. -zaprzeczam szybko.- To firma moich rodziców.- wywracam oczami.
Chłopak patrzy na mnie z lekko otwartymi ustami i widać wielkie zdziwienie malowane na jego twarzy. Po chwili jednak "powraca do świata żywych".
-Niech zgadnę, spotkanie prezesów.- unosi brew.
-Skąd wiesz?- pytam śmiejąc się krótko.
Wzrusza ramionami i oblizuje wargi.
-Ojciec chciał, żebym się na nim pojawił, ale wolę siedzieć u siebie na górze, niż słuchać ich trajkotania. -śmieje się i kręci głową.
No tak, wiem coś na ten temat...
-Taaa...- przytakuję nieśmiało i zerkam w stronę mahoniowych drzwi.
-Chyba powinnaś tam wrócić.- mówi z wyczuwalnym rozbawieniem w głosie.
Wywracam oczami i wzdycham.
-Możliwe, ale na prawdę nie znoszę tego typu spotkań...
Chłopak parska i chce się odezwać, jednak jego komórka zaczyna dzwonić i bąkając przeprosiny odbiera połączenie.
-Przepraszam, ale muszę wracać na górę, mają jakiś problem z księgowością.- wywraca oczami i posyła mi mały uśmiech.
Gdy mam mu odpowiedzieć, mój wzrok wędruje do otwierających się drzwi sali konferencyjnej, z której wychodzi blondyn. Rozgląda się, po czym zatrzymuje swój wzrok na mnie. Niemal mogę dostrzec jego zdenerwowanie, gdy widzi mnie z Devonem.
-Oh, um.. okej. Nie ma sprawy.- Błagam, idź już...
Modlę się w duchu, by nie doszło do "starcia".
-To do zobaczenia... kiedyś.- mówi i wymija mnie wolnym krokiem.
-Tak, pa. - Bąkam zdenerwowana i idę w stronę "Lucyfera".
 Zatrzymuje się i odprowadza wrogim wzrokiem bruneta, po czym kieruje go na mnie. Boże, czasami mnie przeraża...Serio.
-Kto to?- pyta bez ogródek.
-Niall... przestań.- jęczę i staram się go wyminąć, jednak czuję mocne szarpnięcie za ramię i zostaję brutalnie odwrócona w jego stronę.
Czuję jak pod jego mocnym uściskiem, zaczyna pulsować mi boląca ręka. Normalnie zareagowałabym inaczej, ale wiem, że mogą przyglądać nam się pracownicy firmy.
-Puść mnie.- szepczę cicho nawet na niego nie patrząc.
-Pytam się. Kto to, kurwa jest.- syczy pochylając się nade mną.
Jego oczy świdrują moją twarz, a głębia ich mroku sprawia, że moje ciało jest niemalże sparaliżowane.
-Devon. Pracuje tu. - mówię szybko i poruszam się niezręcznie. -Puść. -dodaję cicho, zerkając w jego tęczówki.
Przygląda mi się chwilę, zaciskając usta w cienką linię i po chwili poluźnia uścisk na ramieniu, jednak przenosi dłoń na moją.
-Nie podoba mi się on.
Oh, super. Mam to gdzieś.
-A mi nie podoba się to, co przed chwilą zrobiłeś.- odgryzam się, za co widzę, jak mięśnie jego szczęki napinają się w groźny sposób.
-Nie zaczynaj. - Mówi stanowczym głosem i kieruje mnie w stronę sali.
Idę leniwie obok, starając się wyswobodzić dłoń z jego uścisku, jednak moja siła jest nic nie warta w porównaniu z jego.
Pieprzony Jax! 

sobota, 15 marca 2014

Twenty five

Nie mogę się powstrzymać przed dokładnym obejrzeniu pokoju blondyna. Gdy tylko przekraczam jego próg, zamykam drzwi i kieruję się w stronę meblościanki, po lewej stronie. Wodzę wzrokiem po półkach, na których porozkładane są różne teczki, papiery i różne, dziwne rzeczy.
Przystaję przy małej biblioteczce i przeglądam tytuły książek, dziwię się na niektóre.
No bo, kto by pomyślał, że gangster będzie miał życiowe książki w swojej bibliotece, ba, że w ogóle będzie miał jakiekolwiek książki.
Dostrzegam cienką, szarawą oprawę i wyjmuję ją spomiędzy dwóch grubszych książek. Na okładce widnieje napis "Little Prince", otwieram szeroko oczy, nie mogąc się nadziwić.
Ma jedną z moich ulubionych książek...
Zabieram ją ze sobą i kładę się na łóżku, zdejmując wcześniej buty.
Boże, jak ja kocham Małego Księcia...
Układam się wygodnie i zaczynam czytać...

Ziewam, dokańczając kolejny rozdział.
Nie chciała, aby widział, że płacze. Była przecież tak dumna.
Leniwie podnoszę głowę i patrzę na zegarek stojący na biurku, wzdycham widząc, że dochodzi już dwudziesta druga. 
Nie chce mi się jednak podnosić tyłka z tego wygodnego łóżka, opadam na nie z powrotem i biorę do ręki książkę, zaczynam czytać. 
Planeta Małego Księcia krążyła w okolicy planetek 325, 326, 327, 328, 329, 330.

Czuję jak moje powieki coraz wolniej podnoszą się i ciężko opadają. Nie mam siły z tym walczyć, książka  wypada mi z ręki i... zasypiam.


Budzę się, gdy słyszę jak coś ciężkiego uderza o drewno. Wzdycham i przecieram oczy, ygh tak bardzo nie chce mi się wstawać... 
Otwieram oczy i przez chwilę nie wiem gdzie jestem, pokój ogarnia mroczna ciemność i nie mam pojęcia co się dzieje. 
Dopiero po chwili uświadamiam sobie, że jestem u Nialla. 
Boże, matka pewnie szału dostaje z niewiedzy gdzie się podziewam. Słyszę dziwny szmer i ciche przekleństwo, podnoszę się i siadam na łóżku, próbując dostrzec coś w tej ciemności.
-Niall?- mówię cicho, w nadziei, że to on. 
-Śpij.- słyszę jego szept, jednak wciąż go nie widzę. 
Staram się wstać i o nic się nie potknąć, by dotrzeć do włącznika światła przy drzwiach, jednak nie wychodzi mi to, bo czuję, jak uderzam barkiem o coś, a raczej kogoś. 
-Nie usiedzisz w jednym miejscu, co?- burczy, jednak wiem, że mówi to z żartem. 
-Przecież mnie znasz.- wywracam oczami wykorzystując to, że nie może dostrzec mojej twarzy i sięgam po omacku ściany, po czym czuję pod palcami włącznik światła i po chwili mrużę oczy z nagłej zmiany oświetlenia.
Blondyn stoi obok mnie, przy małej szafeczce i domyka ręką szufladę. 
To pewnie jej trzask mnie obudził... 
Wracam na łóżko i siadam na nim, krzyżując nogi, przeczesuję ręką włosy i ziewam przeciągle.
-Twój telefon dzwonił z dziesięć razy. -mówi chłopak i podaje mi komórkę.
Krzywię się, widząc nieodebrane połączenia od mamy i taty. Nawet mam dwa od Jess... 
No tak, pewnie któryś z rodziców zadzwonił do niej żeby się dowiedzieć gdzie jestem. Nie tak łatwo.
-Chyba muszę wrócić do domu.- jęczę i podnoszę się z niechęcią.
Blondyn mierzy mnie wzrokiem i marszczy brwi.
-Jest trzecia w nocy.- mówi z rozbawieniem.
Wzruszam ramionami i zakładam trampki.
-Lepiej jak zobaczą mnie rano w łóżku, niż miałabym rano wrócić.- wzdycham i prostuję się.
-Jesteś szalona.- mówi rozbawiony i zakłada czarno białą bejsbolówkę, po czym bierze kluczyki z biurka.
Idę do drzwi, ale zatrzymuje mnie, chwytając mnie za ramię. Odwracam się zdziwiona.
-Załóż, bo jest zimno. -Oh. Biorę od niego szarą bluzę i przeciągam ją przez głowę. Przez chwilę rozkoszuję się jej zapachem i niemal od razu karcę się za to. 
-Dzięki.- mówię cicho, czując jak na moje policzki wpływa rumieniec. Odwracam się szybko i wychodzę z pokoju, nie chcąc  by zobaczył moje zażenowanie. 
Schodzę po schodach, czując na sobie jego wzrok, gdy kładzie rękę na moich plecach, przechodzi mnie dreszcz. Mam nadzieję, że nie zauważa go i wychodzę z domu, gdy przytrzymuje mi drzwi. 

-Dzięki.- mówię, gdy samochód zatrzymuje się pod moim domem.Światła są pogaszone, więc czuję ulgę, że nie dostanę teraz zjebki za późne przyjście i nie odbieranie telefonu. 
-Zobaczymy się jutro?- pyta, gdy chwytam za klamkę. 
Co? 
Uśmiecham się lekko i kiwam głową. 
-Przyjadę po Ciebie. - posyła mi mały uśmiech, a ja czuję jak w środku wszystko zaczyna wywracać fikołki. Boże, uwielbiam go. 
-Mam to spotkanie firmy. - przypominam mu z niechęcią.
-No to Cię tam zawiozę. -śmieje się krótko i kiwa głową z rozbawieniem. 
-Ok.- wzdycham i otwieram drzwi do wyjścia, jednak nim wychodzę, szybko pochylam się i całuję  go w policzek, łapiąc jego wzrok gdy się odsuwam. 
Szybko wychodzę z auta i zamykam drzwi, idąc do domu. Otwieram drzwi, które na szczęście są otwarte i wchodzę do środka, czując jak moje serce wali w przyspieszonym tempie.
Boże...
Dlaczego to zrobiłam?! Nie mogę w ogóle się ogarnąć. Uśmiecham się szeroko i spoglądam przez firankę na odjeżdżający samochód. 
Pocałowałam go w policzek... I sama nie wiem czemu, ale czuję się z tym cudownie.

środa, 5 marca 2014

Twenty four

Gdy wjeżdżam z powrotem na posesję, o mało co, nie potrącam człowieka. Z moich ust wychodzi głośny wrzask i szybko daję po hamulcu. Samochód gaśnie, a ja czuję, jak moje serce wali ze zdwojoną siłą.
Oddycham ciężko, nic nie słyszę, jestem zbyt oszołomiona tym, co się właśnie stało.
Powoli podnoszę wzrok i widzę opierającego się o maskę bruneta, z ręką na piersi.
-Wszystko okej?- czuję dotyk czyjejś dłoni na ramieniu, odwracam się i widzę blondyna.
Oh...
Kiwam lekko głową i drżącymi dłońmi odpinam pas, po czym na ślepo szukam klamki. Gdy wychodzę z auta, szybko podbiegam do chłopaka, którego o mały włos nie przejechałam.
-Boże... Tak strasznie przepraszam... Ja... ja nie chciałam... ja... -tłumaczę się zdenerwowana i nie potrafię poprawnie skleić zdania.
-Nic mu nie będzie.- słyszę głos Nialla i obracam się w jego stronę.
-O mało co go nie potrąciłam,a  Ty mówisz, że nic mu nie będzie?!- wykrzykuję i zaczesuję nerwowo włosy opadające mi na twarz.
Boże...
-Jest okej, serio. -odzywa się "poszkodowany", a ja patrzę na niego ze zdziwieniem.
-To, że on tak powiedział, nie znaczy, że tak jest.- mruczę wskazując palcem na blondyna stojącego obok mnie, wiedząc o co chodzi.
Niall jest liderem gangu, co powie, uważają za święte i nikt mu się nie sprzeciwi.
Tak też teraz wiem, że chłopak mówi tak tylko dlatego, że Niall wcześniej wtrącił swoje trzy grosze.
-Skarbie, uspokój się, dobra?- Odzywa się stonowanym głosem i mruży oczy. Wiem, że się zdenerwował, ale nie obchodzi mnie to teraz.
Człowiek często podejmuje pochopne decyzje, wcale się nad nimi nie zastanawiając.
-Nie mów tak do mnie, do cholery.- unoszę ręce w geście frustracji.
Nie mam pojęcia, czemu czepiam się teraz takich szczegółów, ale czuję, że jeśli nie zainterweniuję, to znowu przegram.
-Max, odstaw auto do garażu. -odzywa się, na co ten kiwa głową i szybko zajmuje miejsce kierowcy.
Serce bije mi w przyspieszonym tempie, ale to tylko dlatego, że znów kłócę się z tym cholernym, farbowanym cwaniakiem.
Odsuwam się na bok, gdy słyszę jak odpala silnik i patrzę jak jedzie w kierunku budynku.
Gdy wracam wzrokiem na blondyna widzę złość w jego oczach, krzyżuję ręce na piersi, chcąc pokazać moją determinację, na co kiwa głową z cwanym uśmieszkiem i po chwili znów poważnieje, ruszając w kierunku drzwi wejściowych willi.
Patrzę na niego z niedowierzaniem, gdy jest już dziesięć metrów ode mnie nagle odwraca się.
-Idziesz?- pyta unosząc brwi.
-Idę.- syczę i szybkim krokiem kieruję się do wejścia, wymijam chłopaka i wchodzę do środka.
Nie ważne, że nie znam tego domu, idę przed siebie białym korytarzem i staram sobie przypomnieć drogę do jego pokoju.
Gdy docieram do schodów, słyszę trzask drzwi. Czyli dopiero wszedł...
Wchodzę na górę i rozglądam się po korytarzu, cholera.
Zastanawiam się, które to były drzwi, jednak po chwili wzdycham i stwierdzam, że zajrzę do tych na końcu.
Już prawie jetem pod pokojem, gdy nagle z jednego z nich wychodzi jakiś facet. Mierzy mnie wzrokiem, a ja jego.
Jest wzrostu Nialla, ma na sobie czarne jeansy i biały top, opinający jego mięśnie. Jest krótko ścięty i właśnie głupawo się do mnie uśmiecha.
Nie mam pojęcia co robić, więc po prostu staram się go wyminąć i chwytam za klamkę do pokoju blondyna, jednak gdy ją naciskam, drzwi nie ustępuję.
-Kurwa...- cicho przeklinam i słyszę śmiech tego gościa.
-Chyba nie myślałaś kochanie, że wejdziesz tam tak po prostu. -patrzy na mnie z kpiną, na co mierze go wzrokiem i zakładam ręce na piersi.
-Odwal się.- spluwam, nie wiedząc skąd u mnie tyle odwagi...
Może dlatego, że czuję się tu... wyższa?
Powoli podchodzi do mnie, na co unoszę brew, ale tak na prawdę zaczyna mnie przerażać.
-Nie mam pojęcia co tutaj robisz, ale chętnie się tobą zajmę. -mówi cicho i pochyla się nade mną.
Na moją twarz wpełza grymas i szybko odsuwam go od siebie i wymijam, chcąc wrócić na dół.
-Kochanie, i tak daleko nie zajdziesz. -słyszę jego śmiech.
Odwracam się i pokazuję mu szybko środkowy palec, na co wkurza się i przyspiesza krok.
Uśmiecham się sama do siebie jak idiotka i szybko zbiegam po schodach.
Czuję się jak w jakiejś grze, serio.
Nie biegnę już, tylko szybko idę i skręcam w lewo, w duchu modląc się, by trafić do salonu.
-No... poczekaj złotko.- słyszę głos tego faceta i przeklinam w duchu.
Zatrzymuję się na chwilę i szybko zawracam po czym znajduję się w korytarzu głównym, podbiegam do wejścia do salonu i zaraz przy nim zwalniam.
Uśmiecham się tryumfalnie, widząc siedzącego w fotelu blondyna, a oprócz niego na kanapie siedzi Zayn i Max. Wszyscy patrzą na mnie zdziwieni, na co kręcę głową i siadam zdyszana na oparciu skórzanego fotela, gdzie siedzi ten dureń.
-Z czego się tak cieszysz?- pyta mnie unosząc brew.
-Z głupoty jednego z twoich ludzi.- śmieję się i kiwam głową.
-Co? -marszczy brwi i patrzy na mnie wyczekująco.
-Zaraz zobaczysz. -mówię szybko.- No, o ile ten kretyn skapnie się, że jestem w salonie.- wywracam oczami i opieram się plecami o oparcie fotela.
Chłopaki oglądają jakiś program motoryzacyjny, a ja staram się zrozumieć z niego chociaż słowo.
Nagle słyszę cmokanie, odwracam głowę i widzę tego wieśniaka.
-Mówiłem, że Cię znajdę, złotko.- uśmiecha się złośliwie i powoli do mnie podchodzi.
Szturcham łokciem Nialla na co wychyla się i patrzy raz na mnie, a raz na tego faceta.
-Jax, nie wiedziałem, że lubisz takie cwaniary. -śmieje się i siada na oparciu kanapy, obok mulata, który zdaje się ignorować całą tą sytuację i jest pochłonięty programem.
-A ja nie wiedziałam, że na świecie są tacy idioci.- prycham.
Czuję rękę blondyna na swoim udzie i po chwili ją zacieśnia, chyba chce mi dać tym do zrozumienia, że mam się zamknąć. Cóż... Nie mam takiego zamiaru.
-Chętnie pożyczę ją na moment, zobaczymy czy będzie tak samo szczekać. -Odgryza się, a ja czuję jak sie we mnie gotuje. Obsuwa się i siada na kanapie już w bardziej cywilizowanej pozycji.
Co za palant!
Już mam się odezwać, ale blondyn wyprzedza mnie.
-Uwierz, że będzie jeszcze bardziej.- mówi z chrypką i wyczuwalnym wkurwieniem.
Co?!
On tak na poważnie?
Unoszę brwi i obracam głowę w jego stronę, na co posyła mi mały uśmieszek i pociera dłonią moją nogę.
-Dobra, mam dość.-Wstaję sfrustrowana i unoszę ręce w geście poddania.
-Tak szybko? -blondyn dziwi się z coraz większym uśmiechem na ustach.
-Będziesz tu siedział?-pytam go, na co kiwa głową. -Chcę iść na górę.
-Droga wolna. -wzrusza ramionami i wraca wzrokiem na ekran telewizora.
Wydaję z siebie dźwięk niezadowolenia i podchodzę do niego, po czym pochylam się i chwytam za prawą kieszeń bluzy, którą ma na sobie po czym wkładam do niej dłoń.
Cholera. Pusta.
Robię to samo z drugą i w trakcie macania chłopak śmieje się cicho.
-Co ty robisz?- dziwi się.
-Szukam klucza, Einstein'ie.- mruczę i czując, że obie kieszenie są puste, prostuję się.
-Trzeba było tak od razu.- śmieje się i wyciąga z kieszeni w spodniach pęczek kluczy, po czym rzuca je do mnie, łapię je w ostatnim momencie i ciskając w niego piorunami z oczu wychodzę z salonu.
Jednak zostaję chwilę za ścianą słysząc głosy.
-Przecież Ty nikomu nie pozwalasz wchodzić do pokoju. -słyszę zdziwienie w głosie Zayna.
-Odwal się. -syk blondyna i nagle śmiech całej trójki.
Wywracam oczami i idę na górę, nie chcąc siedzieć w męskim gronie.  

*~~*
Stwierdziłam, że dodam rozdział już dziś, jednak nie wiem kiedy będzie następny... xx
*~~*

Twenty three

 *~~*
Piszę na początku, bo dsamfbdhjfgdhf
DZIĘKUJĘ ZA PONAD 5TYS. WYŚWIETLEŃ BLOGA! 

 TYYYYYLE RADOŚCI!!!

*~~*

Siedzę w pokoju blondyna, na jego łóżku, podczas gdy ten poszedł po chipsy, bo stwierdził, że jest trochę głodny.
Po kilku minutach wchodzi do pokoju z uśmiechem i potrząsa paczką.
-Cieszysz się jak dzieciak.- śmieję się, gdy rzuca się na materac obok mnie i z wielkim uśmiechem otwiera opakowanie.
Na mój komentarz wzrusza tylko ramionami  i wpycha garść chipsów do ust, co wywołuje u mnie kolejną salwę śmiechu.
Nagle zaczyna dzwonić telefon chłopaka na co warczy gardłowo i prostuje się, by wydobyć go z kieszeni jeansów.
-No?- odzywa się z pełną buzią na co kiwam głową z uśmiechem.
Przyglądam mu się, jak uważnie słucha rozmówcy i marszczy brwi z każdą sekundą.
-Styles, ale ty masz problemy...- mruczy. -Zaprowadź auto do Tomlinsona i powiedz, że rozliczę się z nim jutro.- mówi i rozłącza się, odkładając komórkę na bok.
Podciągam się dalej i siadam po turecku, wcześniej zdejmując trampki z nóg.
-Harry?- pytam kojarząc nazwisko.
-Taa... Coś tam mu się stało w samochodzie i zaczyna stękać, że nie ma czym jeździć. -wywraca oczami.
Ten mały gest powoduje duży uśmiech na mojej twarzy. Był wręcz... słodki.
-Nie ma innego?- pytam z ciekawości.
Chłopak obraca się tak, że teraz leży na boku, z twarzą w moją stronę.
-Oczywiście, że są inne.- prycha i bierze kolejną porcję smażonych ziemniaków.
-To w czym problem?- unoszę brew, bawiąc się palcami.
-To idiota. W tym.- śmieje się na co karcę go wzrokiem. - No co?-pyta.
-Nie jest idiotą. -wywracam oczami, zapominając o tym, jak bardzo nie lubi, gdy to robię.-Może jest nieogarnięty, ale są więksi debile.- uśmiecham się lekko, chcąc rozchmurzyć jego grymas na twarzy, który spowodował mój gest.
-Niech Ci będzie.-macha ręką i powraca do jedzenia.
Po chwili ciszy, muszę się odezwać. Moja ciekawość nie daje mi spokoju, więc zanim zdążam ugryźć się w język, słowa opuszczają moje usta.
-Ile masz aut?
Chłopak podnosi na mnie wzrok i chwilę przypatruje mi się skoncentrowany.
-Sześć.
-Wow. -komentuję to z cichym westchnięciem.
-Czemu?- marszczy brwi i siada prosto, na przeciwko mnie.
Wzruszam ramionami i przygryzam dolną wargę. Już po sekundzie czuję jego dotyk na podbródku, gdy uwalnia ją z uścisku zębów, kciukiem. Podnoszę na niego wzrok i czuję jak na moje policzki wpływa krwawy rumieniec.
-Masz jakieś ulubione? -zadaję pytanie, odsuwając się ostatkami sił.
Nie wiem, czy mogłabym wymyślić coś głupszego, niż to, co właśnie powiedziałam.Karcę się w duchu z mojego kretynizmu.
-Porshe. -uśmiecha się lekko. -A Ty? -spogląda na mnie, uprzednio przełykając jedzenie.
Spoglądam na niego z miną mówiącą sama za siebie.
-Nie mam prawka, ale podobają mi się te nowe Mercedesy ML'e. -wzruszam ramionami i przyglądam się jego twarzy. Znowu.
Chłopak nagle wstaje i wyciąga do mnie rękę, marszczę brwi skonsternowana i powoli podnoszę się podając mu dłoń.
-Chodź.- uśmiecha się zadziornie i wyprowadza mnie z pokoju.
Idę krok za nim, gdy wciąż ściska moją rękę, do póki nie dochodzimy do brązowych drzwi. Blondyn wpisuje kod na zawieszonym obok systemie alarmowym i drzwi otwierają się z charakterystycznym brzęknięciem.
Idziemy krótkim korytarzem, aż chłopak ponownie otwiera drzwi i nagle znajdujemy się na zewnątrz.
Rozglądam się dookoła i widzę na szerokim podjeździe białe porshe, przełykam ślinę, zbierającą się w moich ustach na widok tego cacka.
-Tam.- wskazuje ręką na czarnego... O, mój boże!
On ma mój wymarzony samochód!
Idziemy w kierunku Czarnego Mercedesa ML. Nie mogę pozbyć się podziwu malującego się na mojej twarzy wraz z uśmiechem.
-Mówisz, że Ci się podoba? -unosi brew z małym uśmieszkiem, ale wiem, że robi to tylko po to, by mnie zirytować.
-Przestań.- burczę i uderzam go żartobliwie w ramię, na co udaje, że go zabolało.
-Poczekaj chwilę. -mówi i wsiada do samochodu, po czym odpala go i wyjeżdża z podjazdu, zatrzymując samochód równolegle z drogą prowadzącą do wyjazdu z posesji.
Wysiada i trzyma otwarte drzwi, wskazując ręką, bym wsiadła.
-Co?!- Biorę szybki oddech i robi kilka kroków w jego stronę.
-Zaczynamy naukę jazdy. -Uśmiecha się szeroko i pogania mnie ruchem ręki.
Wsiadam na miejsce kierowcy z szybko bijącym sercem i próbuję się uspokoić głębokimi wdechami.
Po chwili blondyn zajmuje miejsce pasażera i podaje mi kluczyki.
-No, dalej.- śmieje się krótko widząc moje zdezorientowanie.
Zakładam włosy z prawej strony za ucho i oblizuję nerwowo wargi. Dobra, weź się w garść.
Biorę głęboki oddech i wkładam kluczyk do stacyjki.
-E, e, e.- zatrzymuje mnie jego głos. Patrzę na niego nie wiedząc o co chodzi.
-Najpierw zapnij pasy. - Ah, no tak.
Po zapięciu się, ponownie prostuję się na siedzeniu i wciskam kluczyk do końca.
-Dobra, lusterka są okej, teraz tak... -mówi pochylając się w moją stronę.
-Od razu mówię, że nie odpowiadam za wszelkie szkody.- śmieję się nerwowo.
Macha na mnie ręką i poprawia się w siedzeniu.
-Przekręcasz kluczyk, jednocześnie wciskając sprzęgło. Gdy odpali, puszczasz sprzęgło. Ale powoli.
Kiwam głową i robię, jak mi polecił.
Po chwili słychać dźwięk silnika, a ja zadowolona z siebie szczerzę się do chłopaka.
-Ruszamy. -mówi krótko, ale z uśmiechem. -Wciskasz sprzęgło do końca i wbijasz jedynkę. Czyli wajchą w lewo i do przodu. Tylko nie puszczaj później sprzęgła.- mówi spokojnym tonem,  uważnie mnie obserwując.
Wykonuję tę czynność, wciąż trzymając wciśnięte sprzęgło.
-Dobrze.
-No, to pierwszy krok mam za sobą.- śmieję się nerwowo.
-Teraz tak. Powoli puszczasz sprzęgło, jednocześnie wciskając delikatnie pedał gazu.
Staram się zachować spokój, gdy wciskam prawy pedał, samochód rusza lecz w momencie gdy puszczam sprzęgło, samochodem szarpie w przód i nagle silnik gaśnie.
-Nie puszczaj tak szybko sprzęgła.- mówi od razu. Czuję, jak powoli zrobił się nerwowy. Kładzie rękę na drążku skrzyni biegów i cofa z jedynki, na luz.
-Przepraszam...- mruczę i ponownie odpalam samochód.
-Jeszcze raz. Ale masz to zrobić wahadłowo. Dopiero, gdy auto ruszy, puszczasz sprzęgło całkowicie i lekko dodajesz gazu.
Kiwam głową i w ciszy ponownie próbuję ruszyć.
Okej, Am. Weź się w garść.
 Odpalam samochód i wrzucam jedynkę, po czym lekko naciskam na pedał gazu, jednocześnie trochę odpuszczając nacisk na sprzęgło.
Jest! Samochód rusza, a ja uśmiecham się głupkowato z tego małego sukcesu.
-Jak chcesz to potrafisz.- śmieje się blondyn.
-Gdzie mam jechać? -pytam dojeżdżając żółwim tempem do bramy.
-Nie zatrzymuj się, tylko od razu wyjedź na lewo, na ulicę. Musisz na zakręcie trochę dodać gazu, ale bez przesady. -dodaje końcówkę z uśmiechem i klepie mnie lekko po ramieniu.
No, to nie takie trudne jak mi się wydawało...
Dojeżdżam do wyjazdu z posesji jadąc 10km/h i staram się utrzymać prawą stopę pod odpowiednim kątem, by nie przygazować, ani nie odpuścić nacisku.
Gdy chcę skręcić, samochód nagle gaśnie.
Przygryzam wargę i powoli odwracam głowę w stronę Nialla, który patrzy na mnie wzrokiem bazyliszka.
-Kurwa...- syczy. -Mówiłem, żebyś trzymała gaz.
-Przepraszam...- bąkam i cofam bieg na luz.
-Po prostu uważaj.- Wow. Opanował złość.
Po ponownym ruszeniu, czuję jak powietrze wewnątrz auta zaczyna być coraz gęstsze. Jadąc dalej, czuję na sobie palący wzrok chłopaka.
-W lewo. -mówi, gdy przekraczam próg posesji.
Powoli wyjeżdżam, starając się utrzymać prędkość i o dziwo, samochód nie gaśnie. Jadę wzdłuż spokojnej drogi tego osiedla i zadowolona z siebie uśmiecham się do niego, posyła mi mały uśmieszek i kiwa głową z dezaprobatą.

sobota, 1 marca 2014

Twenty two

Stukam nerwowo palcami o obicie fotela, chcąc by matka wreszcie stąd poszła i zostawiła mnie w spokoju.
-Coś jeszcze?- pytam milutkim głosikiem.
-Tak. Masz jutro być w firmie, czy Ci się to podoba, czy nie. -mówi stanowczym głosem i wychodzi.
Ja pierdole...
Mam ochotę coś rozwalić, poważnie.
Mój dzwoniący telefon, który starałam się zignorować, zaczyna mnie wkurzać więc nie patrząc kto dzwoni przejeżdżam palcem po ekranie i odbieram.
-Czego?- warczę.
Po drugiej stronie słyszę głośny śmiech. Niall.
-Skarbie, nie tak ostro.
Wywracam oczami.
-Co chcesz?- pytam lekceważąc go.
-Trzeba by Ci przykrócić ten języczek, maluchu.- Niemal czuję, jak ledwo powstrzymuje się od śmiechu.
-Niall, do rzeczy, błagam.-wzdycham i zaczynam bawić się kosmykiem włosów.
-Jesteś w domu?- pyta, a ja marszczę brwi.
-No.
-To zaraz będę. -mówi szybko a ja siadam prosto.
-Nie!
-Co?- dziwi się, a w tle słyszę trzaśnięcie drzwi samochodu.
-To znaczy... Cholera. Nie możesz tu przyjechać, bo właśnie jestem po trzeciej wojnie światowej z mamą.-jęczę i przygryzam wnętrze policzka.
-No i?-prycha.
Super.
-No i to, że nie mam zamiaru z nią rozmawiać, a na pewno będzie chciała wiedzieć co tu robisz.-mówię mu, a gdy chce mi przerwać, szybko kontynuuję. -Nie mam zamiaru tu siedzieć, więc właśnie ruszam dupę i mam zamiar wyjść z domu.
Jak mówię, tak robię.
-No to chodź.- mówi miękko, a ja czuję jak moje serce podskakuje.
Nie. Cholera.
Nie wiem co się ze mną dzieje.
Rozłączam się i chowam komórkę do kieszeni, po czym biorę bluzę z fotela i zakładam ją na siebie. Schodzę na dół, starając się zostać niezauważona przez któregoś z rodziców i przemykam się do przedpokoju.
Zakładam przetarte już trampki i nagle słyszę kroki.
Cholera.
-Gdzieś się wybierasz?- mama stoi w progu z założonymi rękami.
-Tak.- syczę i kończę wiązać prawego buta.
-O której będziesz? -pyta.
-Nie wiem.
Szybko chwytam klucze z szafki i wychodzę, jednak podświadomie wiem, że stoi w drzwiach, gdy przekraczam próg.
Czarny Range Rover rzuca się od razu w oczy, no... nic dziwnego, skoro stoi na przeciwko mojego domu, tuż przy chodniku. Za kierownicą widzę blondyna, gdy nasz wzrok się krzyżuje, niemal od razu odpala silnik.
Nie oglądając się za siebie otwieram drzwi do auta i siadam.
-Jedź.- mruczę, chcąc uniknąć kontrowersji z matką. Chłopak śmieje się krótko i odjeżdża, szybko przyspieszając.
Biorę głęboki oddech, mogąc wreszcie odetchnąć ze spokojem.
-Co Cie tak zdenerwowało, maluchu?- pyta patrząc na mnie.
Dziś wygląda inaczej. Nie zaczesał włosów do góry, tylko swobodnie opadają one na jego czoło, musi je często przeczesywać ręką, bo zauważam, że układają się w jedną stronę. Ma na sobie czarną koszulkę, odsłaniającą jego Tattoo Sleeve na lewej ręce.
-Chcą, żebym była jutro na jakimś nudnym spotkaniu prezesów firmy.- wywracam oczami i opieram głowę o szybę, jednak wciąż zostaję w pozycji, z której dokładnie widzę jego profil.
-To w czym problem? Idź.- wzrusza ramionami, a ja czuję jak zaczyna się we mnie gotować.
-A w tym, że nawet mnie nie zapytali o zdanie, wręcz nakazali mi na nim być!- podnoszę głos i wyrzucam ręce w powietrze.
-Przeżyjesz.- komentuje krótko i skręca w dobrze znaną mi ulicę.
-Czemu tam jedziemy?- pytam od razu.
-Bo tam mieszkam?- śmieje się i kiwa głową z dezaprobatą.
Nie wiem co się dzieje... Przy blondynie czuję się bezpieczna, nie mam zmartwień, no... może mam, ale nie wydają się  z nim takie duże. Mogę z nim normalnie porozmawiać i czuję się świetnie...
Jednak ten dom wywołuje u mnie negatywne wspomnienia, a zwłaszcza Toma...
Obleśnego faceta. Przechodzi mnie dreszcz obrzydzenia na samą myśl o nim.
Niall zdaje się zauważać mój niepokój i odzywa się.
-Nie bój się. -mówi cicho spoglądając na mnie.
Patrzę na niego i przełykam ślinę, kiwając głową.Spróbuję, jeśli tylko będziesz ze mną.
-On tam jest? -pytam niepewnie, gdy wjeżdżamy na posiadłość Horana.
-Powinien być.- nim zdążam zareagować, dodaje.- Amanda, nic Ci nie grozi.-zatrzymuje samochód i przygląda mi się.
-Jasne.- prycham pod nosem, dziwiąc się, że się na to zgodziłam.
-Słuchaj.- chwyta mnie za rękę, przybliżając się. Patrzę na nasze dłonie i przechodzi mnie przyjemne ciepło.
Mam wrażenie, jakbym nigdy nie chciała zabierać ręki. -On Cie nawet nie dotknie, rozumiesz?-unosi brwi.
Spuszczam wzrok w podłogę auta i płytko oddycham. Na prawdę nie chcę ponownie tego przeżyć...
-Spójrz na mnie. -mówi cicho, ale stanowczo.
Chcąc nie chcąc, po sekundzie wpatruję się w jego błękitne oczy.
-Ufasz mi?- pyta, a ja przełykam ślinę.
Czy mu ufam? Z pewnością. Nie jestem pewna, czy dobrze robię, być może jestem głupia i naiwna, ale nie mogę powstrzymać tego, co się ze mną dzieje, gdy go widzę, lub z nim przebywam.
-Tak.- kiwam lekko głową na co posyła mi malutki uśmiech.
-Nic Ci przy mnie nie grozi.- szepcze a po chwili wychodzi z samochodu, a nim zdążam się otrząsnąć, już otwiera drzwi z mojej strony.
 Wysiadam, ale zostawiam klucze od domu na siedzeniu, nie chcąc z nimi łazić. Chłopak chwyta moją dłoń i kieruje mnie do dużych, białych drzwi jego domu.
Chwyta za klamkę i przepuszcza mnie pierwszą, wciąż trzymając moją rękę w uścisku. Wchodzimy do salonu, który jest pusty, ale telewizor jest włączony i leci jakiś mecz. Na stoliku przed kanapą stoi kilka puszek po piwie i miska z resztką chipsów.
Niall puszcza mnie i przeczesuje ręką włosy, widząc bałagan w salonie.
-Ja ich kiedyś pozabijam... -mruczy gniewnie i idzie do kuchni. Nie chcąc zostać sama, a też nie wiedząc co zrobić, idę za nim.
Wchodzimy do pomieszczenia, a tam, na stołku barowym siedzi ten oprych i na przeciwko niego mulat, chyba nazywał sie Zayn.
Patrzą najpierw na Nialla i kiwają mu głowami, a później wzrok przenoszą na mnie i posyłają sobie małe uśmieszki, co wprawia mnie w zakłopotanie.
-Witamy ponownie.- odzywa się Tom, a ten drugi cicho się śmieje.
Patrzę na blondyna, który teraz wyciąga z lodówki puszkę piwa i sok. Nalewa go do wyjętej wcześniej szklanki i wystawia ją do mnie, więc robię kilka kroków i staję obok niego, biorąc na pój.
-Dzięki. -mówię cicho na co unosi kącik ust.
-Nie przywitasz się z nami?- mówi cwaniackim głosem mulat.
-Nie macie nic do roboty?- odzywa się Niall, widząc mój niepokój.
Patrzą po sobie i więcej się nie odzywają. Dziękuję mu w duchu za interwencję, nie wiem co bym zrobiła, gdybyśmy zostali sam na sam.
Chłopak otwiera puszkę piwa, co przyciąga moją uwagę.
-Będziesz musiał mnie odwieźć. - Mówię, patrząc na niego, gdy bierze łyk alkoholu.
-Wiem.- nie robi sobie nic z mojej wypowiedzi.
Odstawiam sok i sięgam ręką po puszkę, którą trzyma, po czym odstawiam ją za siebie.
-Co Ty robisz?- unosi się, a ja czuję na sobie wzrok całej trójki.
-Nie będziesz pił, gdy masz prowadzić.- mówię, starając się zachować poważny ton.
-Maluchu, nie denerwuj mnie.- ostrzega wbijając we mnie gniewny wzrok.
Sięga za mnie i ponownie unosi puszkę do ust, biorąc duży łyk.
-Załatwiliście dzisiejsze zamówienia? -blondyn odwraca się w stronę chłopaków, mówiąc stanowczym głosem.
Jejku, na prawdę jest liderem Dangers'ów... Przechodzi mnie dreszcz, gdy wpatruję się w ich rozmowę o... jakimś zamówieniu. Mulat mówi mu, że kasa się zgadza i za tydzień mają to samo spotkanie.
Nie wiem o czym mówią, ale mogę się jedynie domyślać...
Wiem, że Niall jest przywódcą gangu, ale nie myślę o tym. Jedyne co mnie przeraża, to jego złość, ale tylko wtedy, gdy obawiam się, że nad nią nie zapanuje.
Nie boję się go, wiem, że nigdy by mnie nie skrzywdził, ale demony głęboko w nim drzemiące, mogą się kiedyś obudzić... A wtedy może stać się wszystko.