Poniedziałkowy poranek i już slyszę głos Jess, pod kamienicą. Ona
chyba nigdy nie przestanie drzeć mordy na wszystkie strony... Niechętnie
zwlekłam się z łóżka i przecierając twarz dłonią weszłam do łazienki. Ziewnęłam
przeciągle i spojrzałam w lustro, automatycznie zmarszczylam brwi widząc to coś
na mojej głowie... Pukanie do drzwi i przekręcenie zamka w drzwiach. Wywróciłam
oczami i wyszłam z łazienki, przy okazji biorąc z niej jeansowe szorty.
-Ty jeszcze nie ubrana??? - Wytrzeszczyła oczy i podparła się dłonią
na biodrze, robiąc minę jakby miała mnie zaraz zabić.
-Obudziły mnie twoje krzyki z dołu...-mruknęłam i wciągnęłam na tyłek
spodenki.
-Tak, tak. Też Cię kocham, ale błagam! Pośpiesz się trochę, bo zamkną
mi ten sklep co ostatnio były promocje na koszulki, a Jake chce jeszcze skoczyć
po kawę... - rzuciła we mnie białą bokserką i przysiadła na łóżku.
-A gdzie on jest?- zapytałam zdziwiona, jednak nim ta zdążyła
odpowiedzieć usłyszałam głośny trzask zamykanej lodówki.
Spojrzałyśmy po sobie z dezaprobatą i już znałam odpowiedź.
-Ej, laski... A co powiecie na tą? -Jake wystawił przed siebie koszulę
w niebiesko-białą kratę.
Zmarszczyłam brwi i pokręciłam głową, mówiąc bezgłośnie
"nie". Brunet westchnął i odwiesił ją na miejsce, po czym wszedł w
głąb sklepu i zniknął z mojego pola widzenia.
Rozejrzałam się dookoła próbując zlokalizować Jess, ale nigdzie nie
mogłam jej dostrzec. Zaczęłam znudzona chodzić między wieszakami i co jakiś
czas przeglądałam rzeczy, ale nie mogłam znaleźć nic ciekawego.
Gdzieś po drugiej stronie sklepu, mignęła mi czupryna Jacoba więc
szybko udałam się w tamtą stronę. Nie myliłam się, stał tam, tyle że przy nim
trzepotały rzęsami dziewczyny ze szkoły. Aż mnie obrzydzenie wzięło widząc taką
warstwę pudru na ich twarzach. Podeszłam do niego i chwyciłam go pod ramię,
szczerząc się jak idiotka do tych dwóch. Odeszły po kilku sekundach,
zdegustowane.
-Dzięki...- odetchnął i poklepał mnie po plecach.
-Czemu to zawsze ja muszę wyciągać Cie z sideł tych plastików???-
teatralnie uniosłam wzrok ku górze i stuknęłam dwa razy palcem wskazującym o
policzek, wystawiając go do chłopaka.
-Tak, tak, tak...- westchnął i złożył głośnego buziaka na wyznaczonym
miejscu.
-A tam co tyle ludzi?- zapytałam zdezorientowana, widząc przy ruchomych
schodach sporą grupkę osób.
-Czekaj, wbiję tam i obczaję o co im biega.- powiedziała Jess i
szybkim krokiem podeszła do zbiegowiska, przeciskając się między ludźmi.
Chyba nawet ktoś od niej z łokcia... Auć. Musiało zaboleć.
-A co jak zginęła?- zapytał Jake pochylając się nade mną, spojrzałam
na niego i oboje parsknęliśmy śmiechem.
Po chwili przyszła zdyszana blondynka trzymając w rękach jakąś kartkę.
-Nie gadaj że komuś to zwinęłaś... - Jacob zaśmiał się głośno widząc
minę Jess, coś w rodzaju "Are U Fuckin' kiddin' me?!".
-Debil. -skomentowała krótko, wywracając oczami. - Leżała na posadzce,
jak przeciskałam się z powrotem, to ją podniosłam. -Wzruszyła ramionami.
-Kartka kartką, ale co tam jest grane? -wróciłam do tematu.
-Aaaa no tak. No to tam jest jakiś dwóch gości z Dangerous, rozdają to i mówili coś o jakimś wyścigu. -wyszczerzyła sie zadowolona. Pewnie teraz pomyślała sobie
coś w rodzaju "Mission Completed". Zastanawiało mnie tylko to, czemu rozgłaszają nielegalny wyścig w takim miejscu? Przecież to niebezpieczne i... głupie.
Owszem, znałam grupę Dangerous, bo kto by ich nie znał? Chyba każdy, kto choć raz był na jakiejś większej imprezie, musiał o nich słyszeć. To najlepsi kierowcy w Londynie i okolicach. Nie jestem pewna ile dokładnie osób należy do ich gangu, ale z tego co wynika z plotek, to liczy on około 20 osób. Założyciel jak i najlepszy z najlepszych jest jeden. Mówią, że jest niebezpieczny, działa pod wpływem impulsu i nie warto mu się stawiać. Aż mnie ciarki przechodzą na myśl o nim. Nie wiem jak wygląda, nie wiem ile ma lat. Wiem tylko tyle, że każdy boi mu się postawić i wszyscy czują ogromny respekt do jego osoby. Ma kilku kumpli, wysoko ustawionych w Dangerous, którzy tak jakby rządzą pozostałymi... Jednak cała ich grupa jest niebezpieczna...
Owszem, znałam grupę Dangerous, bo kto by ich nie znał? Chyba każdy, kto choć raz był na jakiejś większej imprezie, musiał o nich słyszeć. To najlepsi kierowcy w Londynie i okolicach. Nie jestem pewna ile dokładnie osób należy do ich gangu, ale z tego co wynika z plotek, to liczy on około 20 osób. Założyciel jak i najlepszy z najlepszych jest jeden. Mówią, że jest niebezpieczny, działa pod wpływem impulsu i nie warto mu się stawiać. Aż mnie ciarki przechodzą na myśl o nim. Nie wiem jak wygląda, nie wiem ile ma lat. Wiem tylko tyle, że każdy boi mu się postawić i wszyscy czują ogromny respekt do jego osoby. Ma kilku kumpli, wysoko ustawionych w Dangerous, którzy tak jakby rządzą pozostałymi... Jednak cała ich grupa jest niebezpieczna...
-A patrz na tamtą! - Rozbawiony Jake wskazał palcem na jakąś krótko
włosą brunetkę, która właśnie poprawiała włosy, chcąc się przypodobać brunetowi, który należał do grupy ścigających się.
Zaczęliśmy się jeszcze bardziej śmiać, siedząc na ławce. Tak na
marginesie, oglądaliśmy to dziwne przedstawienie, gdzie laski usilnie próbowały zwrócić na siebie uwagę tych dwóch.
-Ej... One mnie obrzydzają.- mruknęłam przybierając na
twarzy grymas.
Po chwili ciszy, gdy się im przyglądaliśmy jednocześnie stwierdziliśmy, że czas na nas.
-Jaką chcesz Am? - usłyszałam głos Jacoba, który stał przy kasie w
Starbucksie.
-Ym.... Weź mi waniliowe Latte. - Skinął głową i wrócił do składania
zamówienia.
-Może powinnaś przestać wlepiać wzrok na tą ulotkę...- zwróciłam jej uwagę na co
uniosła brwi i spojrzała na mnie krzywo.
-Tak sobie myślę...-zaczęła
-NIE! Nie myśl lepiej.- wystawiła mi język na co zaśmiałam się krótko.
-NIE! Nie myśl lepiej.- wystawiła mi język na co zaśmiałam się krótko.
Po kilku chwilach na naszym stoliku pojawiły się trzy kawy, a Jake
zajął miejsce obok mnie.
-Kiedy wracają twoi rodzice? - Zapytał Jacob rozciągając się na sofie.
-Jutro wieczorem. Chyba....- mruknęłam. Nigdy nie lubiłam rozmawiać na
ich temat. Wolałam go raczej omijać.
-Pójdziemy na wyścig?!- wykrzyknęła blondynka, zwracając na siebie
uwagę całej kawiarni i ludzi, którzy właśnie do niej wchodzili.
-Stul dziób cioto!- syknęłam a ta spaliła raka i opuściła głowę.
Brunet zaśmiał się pod nosem, ale zmroziłam go wzrokiem i przybrał
poważną minę.
-Chyba Cie posrało...- odpowiedziałam po chwili na co zrobiła krzywą minę.
-Sory, ale przechodziłem i tak jakby trochę podsłuchałem waszą rozmowę... -Do
stolika podszedł chłopak w białym T-shircie, czarnych rurkach i czarnej, skórzanej kurtce.
-Tak jakby?- mruknęłam Jess, a Jess zaczęła przyglądać mu się
dokładnie.
-Ty nie jesteś czasem z Dengerous? -zapytałam wyrywając go z kontekstu, chociaż wydawał mi się zbyt... miły jak na jednego z nich.
Brunet podrapał się po karku po czym zaczesał włosy do tyłu i lekko
się uśmiechnął, wpatrując we mnie.
-Tak jakby.
-Nice.... -mruknęłam nie wiedząc co dalej. No gadaj coś !
-No więc... -Na szczęście blondynce wróciła mowa.
Chłopak odwrócił ode mnie wzrok i przeniósł go na nią.
-Macie zamiar wpaść?
-Ym...No widzisz, właśnie jestem w trakcie namawiania przyjaciół.- Jess chyba nie wiedziała jak wybrnąć z
tej sytuacji i uśmiechała się głupkowato, za to Jacob mierzył go zabójczym wzrokiem.
-Szykuję się ostra bitwa.- Poruszył brwiami w dziwny sposób i zaśmiał się.
-Nic ciekawego...-prychnęłam pod nosem, co jednak nie uszło ich uwadze.
Chłopak spojrzał na mnie zaciekawiony, aż poczułam się głupio.
-Wiesz, może jednak przyjdziesz i sprawdzisz jak to wszystko się rozgrywa, bo nie wyglądasz na taką, co lubi zaszaleć.-Powiedział z wyczuwalnym jadem w głosie. Koleś, wyluzuj!
-Słucham?! - prawie wykrzyknęłam, ale szybko zatkałam sobie usta
dłonią, a ten spojrzał na mnie rozbawiony
-Jest trochę poddenerwowana, daj jej spokój. -Powiedziała szybko Jess chcąc opanować sytuację.
-Wiecie co, laski... Robimy after party po wyścigu, wpadnijcie.- Puścił Jessice oczko, uśmiechając się cwanie.
-Aha...-zdziwił się Jake.
Czułam na sobie jego wzrok, więc zmuszona byłam na niego spojrzeć, wtem uniósł kącik ust.-To jak, Pani Grzeczna? -zaśmiał się, a ja myślałam, że zaraz eksploduję.
-Odwal się.-syknęłam w jego stronę, zaciskając dłonie w pięści.
-Woah, księżniczko... Spokojnie.- Parsknął śmiechem, unosząc teatralnie ręce w geście obronnym.
-Dobra, będziemy. -ucięłam krótko na co uśmiechnał się cwanie.
-See ya.- Machnął ręką i odszedł jak gdyby nigdy nic.
Ciekawe co się stanie na imprezie :)
OdpowiedzUsuń