Jestem totalnie wycięczona, zmęczenie daje się we znaki, gdy powoli docieram do domu przyjaciółki. Nie mam zamiaru iść do siebie, bo boję się reakcji rodziców, gdyby mnie przypadkowo zobaczyli. Wiem, że Jessica przyjmie mnie bez żadnego, zbędnego słowa.
Nie mam siły nawet myśleć o tym, co się wydarzyło. Puszczam to w niepamięć, gdy wchodzę na ganek i unoszę rękę, by zapukać w drewnianą powłokę.
Nie muszę długo czekać, bo już po chwili słyszę szybkie kroki, zmierzające w moim kierunku. Drzwi się otwierają, i nim zdążam jakoś zareagować, blondynka oplata mnie rękoma i mocno do siebie przyciska.
-O, mój Boże, Am! Nawet nie masz pojęcia jak bardzo się o Ciebie martwiłam! Zgubiłam telefon, i... i nie mogłam Cię nigdzie znaleźć!- zaczyna mówić w ekspresowym tempie.
-Jest okej.- mówię i wysilam się na słaby uśmiech, gdy odsuwa się ode mnie.
-Matko boska! Co Ci się stało?! Gdzie masz buty? O, boże! Jesteś cała?! -panikuje, gdy widzi brak mojego obuwia i zaczyna skanować wzrokiem moje ciało.
Wywracam oczami i wzdycham.
-Błagam. Nic nie mów. Chcę spać.- jęczę, stąpając z nogi na nogę.
-Chodź już. - urywa i wciąga mnie do środka.
-Twojej mamy nie ma?- pytam, gdy zamyka drzwi.
-Nie, jest u ciotki w Bristolu. -nie widzę jej twarzy, ale wiem, że wywróciła oczami.
Nie czekając na dziewczynę, idę wolnym krokiem do pokoju gościnnego, w którym zwykle spałam, gdy u niej byłam.
Wchodzę do pomieszczenia i rzucam torebkę na szafkę, po czym kładę się na łóżko.
Z głośnym westchnięciem unoszę ręce i przeczesuję dłońmi włosy. Nie mogę uwierzyć, że moje życie tak diametralnie się zmieniło.
-Am...? - słyszę cichy głos przyjaciółki, przekręcam głowę i widzę jak wchodzi ostrożnie do środka.
-Mhm? -mruczę i pasuję sobie skronie.
-Wszystko w porządku? Co Ci się stało? - mówi z troską, siadając na brzegu materaca.
-Nic nie jest w porządku...- wzdycham, powstrzymując łzy.
-Skarbie... -zaczyna, ale unoszę rękę i powstrzymuję ją, przed dalszym ciągiem słów.
-Proszę Cię... Nie chcę o tym rozmawiać. -Przymykam oczy i biorę głęboki oddech. -Chcę odpocząć.
Słyszę jej westchnięcie, a po chwili materac powraca do swojej pierwotnej formy i słyszę, jak wychodzi z pokoju.
Nie mam ochoty na wspominanie tego, co stało się przed kilkoma godzinami. Staram się wytworzyć w mojej głowie przepaść, w którą spada to całe wydarzenie, a ja je zapominam.
-Am... Przyniosłam Ci koszulkę. Będzie Ci wygodniej spać... - Podnoszę się, gdy blondynka podchodzi do mnie i podaje mi czarny materiał.
-Dzięki.- posyłam jej mały uśmiech i wstaję, by zdjąć z siebie ciuchy. Dziewczyna posyła mi pełne troski spojrzenie i wychodzi, zamykając za sobą drzwi.
Gdy leżę pod ciepłą kołdrą, nie mogę zasnąć. Przekręcam się z boku na bok i denerwuję się coraz bardziej, na samą siebie, na swój organizm, który nie pozwala mi spać. Jestem na prawdę zmęczona, ale nic nie mogę poradzić na to, że natłok myśli w mojej głowie całkowicie spycha mi sen z powiek.
Wiem, że mogę ufać Niallowi. Jestem cholerną idiotką, ale ufam mu.
To, co zrobił... Że mnie uderzył, strasznie mnie poruszyło. Nie spodziewałam się tego, chociaż gdzieś w głębi mojego umysłu, istniała mała lampka, która była ostrzeżeniem na jego impulsywne działania.
Przywiązałam się do niego, każdego dnia o nim myślę, nawet gdy go nie widzę, mam przed oczami obraz jego twarzy. Tej złej, groźnej, ale i tej z tym szczerym, uroczym uśmiechem, który tak bardzo kocham.
kocham?
No właśnie... Nigdy czegoś takiego nie przeżyłam, ale czuję, że to miłe uczucie...
W nocy, budzi mnie dźwięk zamka do drzwi. Uchylam lekko powieki i spoglądam na okno, gdzie wciąż jest ciemno na dworze. Musi dochodzić czwarta rano... Oczy zamykają mi się mimowolnie i czuję, jak zasypiam.
Po kilku minutach, nie jestem jednak w stanie całkowicie zasnąć, bo do moich uszu dociera ciche skrzypienie drzwi. Ignoruję ten hałas, sądząc, że to Jessica przyszła po coś do pokoju.
Materac za moimi plecami ugina się, moje myśli o blondynce wymazują się w ciągu kilku sekund, gdy dociera do mnie ten zapach. Jego zapach.
Wślizguje się pod kołdrę i czuję, jak powoli obejmuje ręką moją talię. Serce powoli przyspiesza swoje bicie, jednak nie czuję strachu.
Odwracam się na drugi bok i otwieram oczy. Jego mina wyraża zdziwienie, zapewne myślał, że śpię.
Ma potargane włosy, które opadają mu na czoło, lampa uliczna, której światło przebija się przez szklaną powłokę okna, lekko oświetla jego twarz.
Chce zabrać rękę z mojej talii, jednak nie wiele myśląc, przyciągam ją z powrotem na siebie i wtulam się w jego bok.
Nie potrafię powstrzymać łez i cichego szlochu, wydostającego się z moich ust.
-Przepraszam... -szepcze, pochylając się do mojej głowy. Czuję, jak drugą ręką, głaszcze moje włosy, co działa kojąco na moje nerwy.
Nie jestem w stanie wydusić z siebie chociażby słowa. Czuję się bezpieczna i jest mi dobrze. Nie interesuje mnie teraz jak tu wszedł, ani czemu prawdopodobnie Jess go wpuściła.
Wystarczy mi to, że tu jest.
-Nie rób tego więcej... proszę...- Cicho łkam, mocząc jego białą koszulkę.
-Shhh.... -podciąga mnie trochę wyżej, przez co moja głowa ląduje na jego ramieniu. Chwytam w pięść jego koszulkę, nie chcąc by gdziekolwiek szedł. -Obiecuję. -mówi i składa pocałunek na moim czole.
Nie mogę zasnąć, czuję się dobrze, będąc w jego ramionach, jednak nie mogę...
Otwieram ponownie oczy i przygryzam nerwowo wargę, po czym podciągam się na łokciu i wpatruję w jego twarz.
Prawą dłonią odgarniam niesforne, blond kosmyki z jego czoła, wciąż czując ciepło jego rąk, oplatających mnie w talii.
Błękitne tęczówki skanują moją twarz, zapewne próbuje mnie rozgryźć, chociaż myślę, że wie, co chcę zrobić.
Serce wali mi, jak młot, gdy powoli pochylam głowę nad jego twarzą. Wpatruję się chwilę w malinowe usta chłopaka, jednak nie potrafię sie dłużej powstrzymać i delikatnie przyciskam swoje wargi do jego, zamykając oczy.
Jego usta niemal od razu odpowiadają na mój pocałunek i z lekkością poruszają się w harmonii z moimi.
Gdy po chwili się odsuwam, od razu wtulam głowę z powrotem w ramie blondyna i kładę rękę na jego klatce piersiowej.
-Dobranoc, maluchu. -słyszę jego szept, zanim całkowicie odpływam.
Zasypiam, czując się jak całkiem inny człowiek. Nie potrafię go nienawidzić, moje serce czuje zbyt mocno.
Zakochałam się w diable...
czwartek, 17 kwietnia 2014
niedziela, 6 kwietnia 2014
Thirty
Ludzie często mówią "idź do diabła", albo życzą innym tego najgorszego. Ale tak na prawdę, to, co jest właśnie tym "najgorszym" ? Czym jest "piekło" ?
Niektórzy wierzą, że tam, w ognistej otchłani jest piekielne królestwo, z demonami, potworami i samym diabłem... Lucyferem. Jednak drudzy zaś, wierzą w życie pośmiertne. Sądzą, że trafią do nieba, gdzie będą sobie sączyć drinki i wylegiwać się na plaży. Oh, nawet nie wiecie w jakim są błędzie.
Nic w życiu nie przychodzi tak łatwo, więc czego oni oczekują po śmierci? Trzeba przejść przez kolejny, trudny etap, zanim dotrzemy do celu.
Czyściec.
Gdzie są anioły, archaniołowie i ludzie pisma. Bronią i pilnują porządku na świecie, jak i tam, w niebie. To właśnie one, anioły czuwają nad nami i prowadzą nas na dobrą drogę, nawet, jeśli się buntujemy.
Człowiek jest intrygującą istotą. Kłamie, śmieje się i robi swoje. To tak jakby jedyny prymityw, żyjący na ziemi. Jest silny, wytrzymały i ma rozum. Może się zdawać, że niektórzy go nie używają, ale jednak gdzieś tam się kryje w ich głowach.
To właśnie człowiek zbudował wielkie wieżowce, postawił piramidy, wymyślił cały sprzęt i mechanikę. Człowiek doprowadził do szczęśliwego i przyjemnego życia w cywilizacji.
Jednak ta sama postać, może stać się w ciągu sekund nikim. Może zniknąć, może istnieć, ale nie będzie żyła.
Ludzkość jest słaba, jeżeli chodzi o jedną rzecz. Miłość.
Zakochujemy się, ufamy, kochamy i... giniemy. Przepadamy w otchłani bólu i złamanych serc. Zamykamy się w czterech ścianach, nie mając już siły na nic. Płaczemy, wylewając morza łez, krzyczymy, chcąc by ból odszedł. Jednak nas nie słychać. Chcemy zniknąć, żeby nie musieć znosić tego wszystkiego kolejny raz, nie chcemy żyć. Pragniemy być wyswobodzeni z uścisku tej śmiercionośnej trucizny, jaką jest miłość.
Jednak wciąż popełniamy ten sam błąd.
Nic nie czuć, po prostu zniknąć. To jedyne, czego teraz pragnę. Czuję ostry ból w nadgarstku, jednak nie mam odwagi się ruszyć z miejsca. Moje ciało całe się trzęsie, gardło już dawno wyschło przez szybki oddech, a oczy napuchły od wylanych łez.
Muszę stąd wyjść. Muszę uciec.
Ze strachem wpatruję się w pustą przestrzeń salonu, którą jeszcze dwie minuty temu wypełniały wrzaski blondyna. Wyszedł. Wyszedł, zostawiając mnie samą, posiniaczoną, załamaną.
Po prostu sobie, kurwa wyszedł.
Na dworze jest strasznie ciemno, jedynie światła z jednej z głównych ulic oświetlają przestrzeń przy domu. Mimo tej godziny, na drodze jest ruch, co chwilę migają światła przejeżdżających aut.
Staram się podnieść z kanapy, gdy staję na nogi, z trudem utrzymuję równowagę, ale wiem, że muszę dać radę. Muszę wyjść z tego domu, muszę uciec.
Powoli stawiam kroki, rozglądam się dookoła i mam nadzieję, że nie trafię na nikogo z gangu.
Muszę być silna. Dam radę.
Przechodzę przez korytarz i cieszę się, nie widząc nikogo przy drzwiach. Na półce przy ścianie widzę swoją torebkę, co cholernie mnie podnosi na duchu. W niej są klucze od domu i komórka, plus parę innych rzeczy.
Biorę ją i naciskam na klamkę, gdy drzwi się otwierają, chłodny wiatr owiewa moje ciało, na co przechodzi mnie dreszcz.
Wychodzę i staram się iść szybciej, gdy pokonuję drogę przez posesję chłopaka. Z trudem oddycham, mam ochotę położyć się i zasnąć. Jestem przemęczona i zdenerwowana.
Muszę okropnie wyglądać, idąc bez butów po chodniku, w dodatku bez żadnej kurtki.
Podnoszę się na duchu, gdy docieram do przystanku autobusowego, na całe szczęście autobus ma podjechać za minutę. Siadam na małej ławeczce pod daszkiem i wyjmuję z torebki komórkę, wraz ze słuchawkami. Ręce wciąż mi drżą, a głowa przywołuje obrazy sprzed kilkunastu minut.
Włączam playlistę i wkładam urządzenie do ucha. Gdy podnoszę głowę, widzę nadjeżdżający autobus, jest w nim tylko kilka osób. Staram się nie wyjść na psychicznie chorą, więc szybko poprawiam włosy i przecieram twarz ręką. Powolnie wchodzę do środka, odbijam bilet i zajmuję miejsce po środku. Kładę niedbale torebkę na siedzeniu obok, bo i tak nikogo nie ma, by mógł tu usiąść. Wsuwam drugą słuchawkę do ucha i opieram głowę o szybę, zamykając oczy. Nie potrafię zatrzymać obrazu wściekłego Nialla, przed pojawieniem się w mojej głowie.
Chcę się wyłączyć, daję głośniej muzykę i staram się zapomnieć. Chciałabym przestać myśleć, a co najważniejsze, przestać czuć. Nie mam siły dłużej tego ciągnąć, nie chcę żyć. Strużka łez płynie po moim policzku, ale szybko je wycieram. Nie chcę płakać przy ludziach, otwieram oczy i przełączam na najżywszą piosenkę w telefonie, ale nawet ona mi nie pomaga i nie jest w stanie usunąć tego koszmaru. Łzy zaczynają mi lecieć jeszcze bardziej intensywnie, nie potrafię się powstrzymać od cichego szlochu. Popełniłam wielki błąd, jestem kretynką, skończoną idiotką.
Przecież miałam być silna.
----------------------------
Daję wam to, jako rozdział trzydziesty :) Przedwstęp do tego, co będzie :)
Niektórzy wierzą, że tam, w ognistej otchłani jest piekielne królestwo, z demonami, potworami i samym diabłem... Lucyferem. Jednak drudzy zaś, wierzą w życie pośmiertne. Sądzą, że trafią do nieba, gdzie będą sobie sączyć drinki i wylegiwać się na plaży. Oh, nawet nie wiecie w jakim są błędzie.
Nic w życiu nie przychodzi tak łatwo, więc czego oni oczekują po śmierci? Trzeba przejść przez kolejny, trudny etap, zanim dotrzemy do celu.
Czyściec.
Gdzie są anioły, archaniołowie i ludzie pisma. Bronią i pilnują porządku na świecie, jak i tam, w niebie. To właśnie one, anioły czuwają nad nami i prowadzą nas na dobrą drogę, nawet, jeśli się buntujemy.
Człowiek jest intrygującą istotą. Kłamie, śmieje się i robi swoje. To tak jakby jedyny prymityw, żyjący na ziemi. Jest silny, wytrzymały i ma rozum. Może się zdawać, że niektórzy go nie używają, ale jednak gdzieś tam się kryje w ich głowach.
To właśnie człowiek zbudował wielkie wieżowce, postawił piramidy, wymyślił cały sprzęt i mechanikę. Człowiek doprowadził do szczęśliwego i przyjemnego życia w cywilizacji.
Jednak ta sama postać, może stać się w ciągu sekund nikim. Może zniknąć, może istnieć, ale nie będzie żyła.
Ludzkość jest słaba, jeżeli chodzi o jedną rzecz. Miłość.
Zakochujemy się, ufamy, kochamy i... giniemy. Przepadamy w otchłani bólu i złamanych serc. Zamykamy się w czterech ścianach, nie mając już siły na nic. Płaczemy, wylewając morza łez, krzyczymy, chcąc by ból odszedł. Jednak nas nie słychać. Chcemy zniknąć, żeby nie musieć znosić tego wszystkiego kolejny raz, nie chcemy żyć. Pragniemy być wyswobodzeni z uścisku tej śmiercionośnej trucizny, jaką jest miłość.
Jednak wciąż popełniamy ten sam błąd.
Nic nie czuć, po prostu zniknąć. To jedyne, czego teraz pragnę. Czuję ostry ból w nadgarstku, jednak nie mam odwagi się ruszyć z miejsca. Moje ciało całe się trzęsie, gardło już dawno wyschło przez szybki oddech, a oczy napuchły od wylanych łez.
Muszę stąd wyjść. Muszę uciec.
Ze strachem wpatruję się w pustą przestrzeń salonu, którą jeszcze dwie minuty temu wypełniały wrzaski blondyna. Wyszedł. Wyszedł, zostawiając mnie samą, posiniaczoną, załamaną.
Po prostu sobie, kurwa wyszedł.
Na dworze jest strasznie ciemno, jedynie światła z jednej z głównych ulic oświetlają przestrzeń przy domu. Mimo tej godziny, na drodze jest ruch, co chwilę migają światła przejeżdżających aut.
Staram się podnieść z kanapy, gdy staję na nogi, z trudem utrzymuję równowagę, ale wiem, że muszę dać radę. Muszę wyjść z tego domu, muszę uciec.
Powoli stawiam kroki, rozglądam się dookoła i mam nadzieję, że nie trafię na nikogo z gangu.
Muszę być silna. Dam radę.
Przechodzę przez korytarz i cieszę się, nie widząc nikogo przy drzwiach. Na półce przy ścianie widzę swoją torebkę, co cholernie mnie podnosi na duchu. W niej są klucze od domu i komórka, plus parę innych rzeczy.
Biorę ją i naciskam na klamkę, gdy drzwi się otwierają, chłodny wiatr owiewa moje ciało, na co przechodzi mnie dreszcz.
Wychodzę i staram się iść szybciej, gdy pokonuję drogę przez posesję chłopaka. Z trudem oddycham, mam ochotę położyć się i zasnąć. Jestem przemęczona i zdenerwowana.
Muszę okropnie wyglądać, idąc bez butów po chodniku, w dodatku bez żadnej kurtki.
Podnoszę się na duchu, gdy docieram do przystanku autobusowego, na całe szczęście autobus ma podjechać za minutę. Siadam na małej ławeczce pod daszkiem i wyjmuję z torebki komórkę, wraz ze słuchawkami. Ręce wciąż mi drżą, a głowa przywołuje obrazy sprzed kilkunastu minut.
Włączam playlistę i wkładam urządzenie do ucha. Gdy podnoszę głowę, widzę nadjeżdżający autobus, jest w nim tylko kilka osób. Staram się nie wyjść na psychicznie chorą, więc szybko poprawiam włosy i przecieram twarz ręką. Powolnie wchodzę do środka, odbijam bilet i zajmuję miejsce po środku. Kładę niedbale torebkę na siedzeniu obok, bo i tak nikogo nie ma, by mógł tu usiąść. Wsuwam drugą słuchawkę do ucha i opieram głowę o szybę, zamykając oczy. Nie potrafię zatrzymać obrazu wściekłego Nialla, przed pojawieniem się w mojej głowie.
Chcę się wyłączyć, daję głośniej muzykę i staram się zapomnieć. Chciałabym przestać myśleć, a co najważniejsze, przestać czuć. Nie mam siły dłużej tego ciągnąć, nie chcę żyć. Strużka łez płynie po moim policzku, ale szybko je wycieram. Nie chcę płakać przy ludziach, otwieram oczy i przełączam na najżywszą piosenkę w telefonie, ale nawet ona mi nie pomaga i nie jest w stanie usunąć tego koszmaru. Łzy zaczynają mi lecieć jeszcze bardziej intensywnie, nie potrafię się powstrzymać od cichego szlochu. Popełniłam wielki błąd, jestem kretynką, skończoną idiotką.
Przecież miałam być silna.
----------------------------
Daję wam to, jako rozdział trzydziesty :) Przedwstęp do tego, co będzie :)
wtorek, 1 kwietnia 2014
Twenty nine
Czuję jak paraliż obejmuje moje całe ciało. Szeroko otwartymi ze strachu oczami patrzę na czterech facetów stojących na przeciwko mnie i wpatrujących się w postać stojącą za mną.
Mam wrażenie, jakby moje serce miało zaraz wyskoczyć mi z piersi, ręce zaczynają mi się pocić, nie czuję już bólu w stopach, ale wiem, że moje nogi są tak miękkie, że w każdym momencie mogę upaść.
Byłam pewna, że zdołam uciec, że schowam się gdzieś i wszystko będzie w porządku. Jednak teraz, gdy moje plecy przyciśnięte są do jego torsu, wszystko uleciało.
Zaczęłam się bać już wcześniej, jednak teraz, jestem totalnie przerażona. Nie muszę się odwracać, by wiedzieć na kogo wpadłam. Czuję jego zapach, który rozpoznałabym nawet stojąc pośród stu tysięcy kadzidełek.
Na nogach niczym z waty, postanawiam się odwrócić. Gdy powoli podnoszę głowę do góry, widzę jego oczy. Nie mają już odcienia głębi oceanu, są one teraz niczym dwa rozżarzone węgle, płoną.
-Mraz, jesteście wolni. - odzywa się ostrym głosem, nawet na mnie nie patrząc.
Przygryzam dolną wargę i robię dwa kroki w bok, kątem oka widzę, że kilka metrów od nas stoi trzech chłopaków, nie rozpoznaję ich, nie widziałam ich wcześniej, ale wiem, że są z gangu.
-Samochód. - odwraca się nagle do nich i warczy.
Jeden z nich kiwa szybko głową i biegnie na drugą stronę ulicy, po chwili tracę go z zasięgu wzroku.
Nie mam pojęcia co robić, chcę wrócić do domu i zapomnieć o tym wszystkim...
-Stój.- gdy tylko robię krok na przód, czuję mocny uścisk na ramieniu i zostaję pociągnięta w tył.
Nie mam odwagi by się odezwać. To wszystko jest przytłaczające.
Po kilku sekundach podjeżdża czarne Lamborghini i wyskakuje z niego tamten chłopak.
Co?! Lamborghini, pieprzone Lamborghini!
Po chwili jestem popchnięta w kierunku auta. Z moich ust wydostaje się syk, spowodowany bólem gdy uderzam ciałem o bok samochodu.
-Zawieź mnie do domu...- odzywam się cicho, po kilku minutach jazdy.
Masuję sobie lewe ramię, na którym na pewno formuje się wielki siniak.
-Oczywiście.- prycha i kiwa głową z rozbawieniem.
Wpatruję się w miasto za szybą, lampy rzucają światło na uliczki Londynu, a gdzieniegdzie widać mroczne cienie drzew.
Marszczę brwi, gdy widzę, że nie jedziemy w kierunku mojego domu, tylko do Willi chłopaków.
Samochód hamuje z piskiem opon i muszę się mocno chwycić rączki przy drzwiach, by nie stracić równowagi mimo zapiętych pasów.
Chłopak wysiada i trzaska drzwiami, jakby wychodził z obory. Taki samochód i jeszcze tak go traktuje...
-Wychodź. -wzdrygam się, gdy warczy przy otwartych z mojej strony drzwiczkach.
Powoli wygrzebuję się z miejsca, na co wywraca oczami i szarpie mnie za ramię, popychając w stronę domu.
Spokojnie, dasz radę. Nic Ci nie będzie. Oddychaj.
Powtarzam sobie w myślach ciągłą regułkę, i idę po oświetlonym podjeździe w posesji Nialla.
Czuję, jak moje nogi ledwo stawiają kolejne kroki, wiem, że jeszcze trochę i padnę.
Gdy tylko przekraczam próg domu, blondyn chwyta mnie mocno za nadgarstek i ciągnie do salonu, gdzie popycha mnie na kanapę, na której ląduje, potykając się o własne nogi.
Na fotelu siedzi Zayn i przygląda mi się z nieodgadnionym wyrazem twarzy, po czym przenosi wzrok na "pana wkurzonego". Po chwili jednak podnosi się i opuszcza pomieszczenie, kierując się do korytarza.
Niall obchodzi kanapę i siada na miejscu mulata, podpierając się łokciami o kolana. Podkulam nogi pod pośladki i przygryzam dolną wargę, przy okazji nerwowo bawiąc się palcami rąk.
-Masz mi coś do powiedzenia? -słyszę o dziwo spokojny głos.
Podnoszę na niego wzrok i widzę, jak przygląda mi się, marszcząc brwi.
-Nie. -mówię cicho i zakładam niesforne kosmyki włosów za ucho.
Pomieszczenie wypełnia śmiech chłopaka, a moje ciało zaczyna drżeć.
Nie wiem czy to z zimna, czy raczej z natłoku tego wszystkiego.
-Nie masz pojęcia, jak bardzo mnie wkurwiłaś. Maluchu. -odzywa się po uspokojeniu, jednak jego głos nie jest już tak spokojny, jak kilka minut temu. Teraz przemawia do mnie z wyczuwalnym jadem i zawiścią.
Zastanawiam się, co takiego zrobiłam, ale ostatecznie uznaję, że to wykiwanie tak na niego wpłynęło.
Przełykam wielką gulę, formującą się w moim gardle i postanawiam jakoś wziąć się w garść.
-Mówiłam, że nigdzie się z Tobą nie wybieram.- staram się powstrzymać łzy, napływające mi do oczu.
Nie mam pojęcia czemu chce mi się płakać. To wszystko przez te nerwy, czemu nie może być tak, jak w niektóre dni, gdy spędzałam je całe z blondynem, śmiejąc się i dobrze bawiąc?
-Czy Ty siebie, kurwa słyszysz?! - wstaje nagle i wyrzuca ręce w powietrze, krzycząc. - Nie możesz się powstrzymać, od robienia z siebie idiotki, choć raz?! -co? - Jeszcze ten jebany gówniarz Ci pomógł! - Krzyczy z wyrzutem.
Harry? O, mój boże! Nic mu nie jest?
-To nie jego wina! - Chcę krzyczeć, ale jedyne co wydostaje się z mojego gardła to głośny jęk.
-Ależ oczywiście, że nie. -prycha i zaczyna chodzić w kółko. -Gdyby był, kurwa mądry, to wykonywałby moje polecenia, a nie dawał dupy!
Nie wiem co powiedzieć, mam ochotę wykrzyczeć mu prosto w twarz, że nie ma prawa mną rządzić, krzywdzić Harrego i inne rzeczy, ale nie potrafię. Za bardzo się boję tego, co mogę tymi krzykami spowodować.
-Musisz się, do chuja, w końcu nauczyć, że MI się, kurwa nie odmawia, maluchu.- syczy podchodząc do mnie, aż się wzdrygam.
Chłopak otwiera usta, by coś powiedzieć, jednak w tym momencie do salonu wchodzi dwóch chłopaków, którzy mnie złapali, a po między nimi idzie Harry.
Głośno wciągam powietrze, widząc jego podbite oko i rozciętą wargę.
-Jak mogłeś?!- zerwałam się z kanapy, krzycząc wprost na blondyna, stojącego na wprost mnie.
Nie odzywał się, co zdenerwowało mnie jeszcze bardziej.
Spojrzałam w stronę loczka, który przyglądał mi się w skupieniu, jednak po chwili zawrócił i poszedł na górę, a pozostali dwaj mężczyźni skierowali się do kuchni.
Nosz kurwa mać!
-Jesteś totalnym idiotą, Niall!- krzyczę. -Jakim prawem go pobiłeś?! - moje ręce wędrują ku jego klatce piersiowej, z zamiarem popchnięcia go, jednak w ostatnim momencie łapie mnie za nadgarstki i boleśnie je ściska.
-Zamknij mordę, póki jeszcze masz co zamykać. -syczy mi prosto w twarz. Jego oczy są odcienia ciemnego granatu, co przeraża mnie najbardziej. Jest nieobliczalny, gdy jest wściekły.
Szkoda tylko, że jestem tak głupia i olewam tą wiedzę, nie mogąc się powstrzymać przed dalszą walką.
Wyrywam się z jego uścisku i ciskam w niego piorunami z oczu.
-Wal się! Jesteś chujem, bijąc swojego kumpla! Nie będziesz sterował moim życiem, rozumiesz?! Pierdol się! - Krzyczę. Moje słowa wypływają z moich ust niekontrolowanie. Nie panuję nad tym, co mówię i po chwili, gdy kończę swój wywód, czuję ostry ból na lewym policzku, a moja głowa przechyla się w prawą stronę pod wpływem uderzenia.
Z sykiem przykładam dłoń do piekącego miejsca i powoli podnoszę załzawione oczy na twarz sprawcy.
Uderzył mnie. Zostałam spoliczkowana przez Nialla... Stojący naprzeciwko mnie potwór, ciężko oddycha, czerwony ze złości i z zaciśniętymi pięściami.
Mam wrażenie, jakby moje serce miało zaraz wyskoczyć mi z piersi, ręce zaczynają mi się pocić, nie czuję już bólu w stopach, ale wiem, że moje nogi są tak miękkie, że w każdym momencie mogę upaść.
Byłam pewna, że zdołam uciec, że schowam się gdzieś i wszystko będzie w porządku. Jednak teraz, gdy moje plecy przyciśnięte są do jego torsu, wszystko uleciało.
Zaczęłam się bać już wcześniej, jednak teraz, jestem totalnie przerażona. Nie muszę się odwracać, by wiedzieć na kogo wpadłam. Czuję jego zapach, który rozpoznałabym nawet stojąc pośród stu tysięcy kadzidełek.
Na nogach niczym z waty, postanawiam się odwrócić. Gdy powoli podnoszę głowę do góry, widzę jego oczy. Nie mają już odcienia głębi oceanu, są one teraz niczym dwa rozżarzone węgle, płoną.
-Mraz, jesteście wolni. - odzywa się ostrym głosem, nawet na mnie nie patrząc.
Przygryzam dolną wargę i robię dwa kroki w bok, kątem oka widzę, że kilka metrów od nas stoi trzech chłopaków, nie rozpoznaję ich, nie widziałam ich wcześniej, ale wiem, że są z gangu.
-Samochód. - odwraca się nagle do nich i warczy.
Jeden z nich kiwa szybko głową i biegnie na drugą stronę ulicy, po chwili tracę go z zasięgu wzroku.
Nie mam pojęcia co robić, chcę wrócić do domu i zapomnieć o tym wszystkim...
-Stój.- gdy tylko robię krok na przód, czuję mocny uścisk na ramieniu i zostaję pociągnięta w tył.
Nie mam odwagi by się odezwać. To wszystko jest przytłaczające.
Po kilku sekundach podjeżdża czarne Lamborghini i wyskakuje z niego tamten chłopak.
Co?! Lamborghini, pieprzone Lamborghini!
Po chwili jestem popchnięta w kierunku auta. Z moich ust wydostaje się syk, spowodowany bólem gdy uderzam ciałem o bok samochodu.
-Zawieź mnie do domu...- odzywam się cicho, po kilku minutach jazdy.
Masuję sobie lewe ramię, na którym na pewno formuje się wielki siniak.
-Oczywiście.- prycha i kiwa głową z rozbawieniem.
Wpatruję się w miasto za szybą, lampy rzucają światło na uliczki Londynu, a gdzieniegdzie widać mroczne cienie drzew.
Marszczę brwi, gdy widzę, że nie jedziemy w kierunku mojego domu, tylko do Willi chłopaków.
Samochód hamuje z piskiem opon i muszę się mocno chwycić rączki przy drzwiach, by nie stracić równowagi mimo zapiętych pasów.
Chłopak wysiada i trzaska drzwiami, jakby wychodził z obory. Taki samochód i jeszcze tak go traktuje...
-Wychodź. -wzdrygam się, gdy warczy przy otwartych z mojej strony drzwiczkach.
Powoli wygrzebuję się z miejsca, na co wywraca oczami i szarpie mnie za ramię, popychając w stronę domu.
Spokojnie, dasz radę. Nic Ci nie będzie. Oddychaj.
Powtarzam sobie w myślach ciągłą regułkę, i idę po oświetlonym podjeździe w posesji Nialla.
Czuję, jak moje nogi ledwo stawiają kolejne kroki, wiem, że jeszcze trochę i padnę.
Gdy tylko przekraczam próg domu, blondyn chwyta mnie mocno za nadgarstek i ciągnie do salonu, gdzie popycha mnie na kanapę, na której ląduje, potykając się o własne nogi.
Na fotelu siedzi Zayn i przygląda mi się z nieodgadnionym wyrazem twarzy, po czym przenosi wzrok na "pana wkurzonego". Po chwili jednak podnosi się i opuszcza pomieszczenie, kierując się do korytarza.
Niall obchodzi kanapę i siada na miejscu mulata, podpierając się łokciami o kolana. Podkulam nogi pod pośladki i przygryzam dolną wargę, przy okazji nerwowo bawiąc się palcami rąk.
-Masz mi coś do powiedzenia? -słyszę o dziwo spokojny głos.
Podnoszę na niego wzrok i widzę, jak przygląda mi się, marszcząc brwi.
-Nie. -mówię cicho i zakładam niesforne kosmyki włosów za ucho.
Pomieszczenie wypełnia śmiech chłopaka, a moje ciało zaczyna drżeć.
Nie wiem czy to z zimna, czy raczej z natłoku tego wszystkiego.
-Nie masz pojęcia, jak bardzo mnie wkurwiłaś. Maluchu. -odzywa się po uspokojeniu, jednak jego głos nie jest już tak spokojny, jak kilka minut temu. Teraz przemawia do mnie z wyczuwalnym jadem i zawiścią.
Zastanawiam się, co takiego zrobiłam, ale ostatecznie uznaję, że to wykiwanie tak na niego wpłynęło.
Przełykam wielką gulę, formującą się w moim gardle i postanawiam jakoś wziąć się w garść.
-Mówiłam, że nigdzie się z Tobą nie wybieram.- staram się powstrzymać łzy, napływające mi do oczu.
Nie mam pojęcia czemu chce mi się płakać. To wszystko przez te nerwy, czemu nie może być tak, jak w niektóre dni, gdy spędzałam je całe z blondynem, śmiejąc się i dobrze bawiąc?
-Czy Ty siebie, kurwa słyszysz?! - wstaje nagle i wyrzuca ręce w powietrze, krzycząc. - Nie możesz się powstrzymać, od robienia z siebie idiotki, choć raz?! -co? - Jeszcze ten jebany gówniarz Ci pomógł! - Krzyczy z wyrzutem.
Harry? O, mój boże! Nic mu nie jest?
-To nie jego wina! - Chcę krzyczeć, ale jedyne co wydostaje się z mojego gardła to głośny jęk.
-Ależ oczywiście, że nie. -prycha i zaczyna chodzić w kółko. -Gdyby był, kurwa mądry, to wykonywałby moje polecenia, a nie dawał dupy!
Nie wiem co powiedzieć, mam ochotę wykrzyczeć mu prosto w twarz, że nie ma prawa mną rządzić, krzywdzić Harrego i inne rzeczy, ale nie potrafię. Za bardzo się boję tego, co mogę tymi krzykami spowodować.
-Musisz się, do chuja, w końcu nauczyć, że MI się, kurwa nie odmawia, maluchu.- syczy podchodząc do mnie, aż się wzdrygam.
Chłopak otwiera usta, by coś powiedzieć, jednak w tym momencie do salonu wchodzi dwóch chłopaków, którzy mnie złapali, a po między nimi idzie Harry.
Głośno wciągam powietrze, widząc jego podbite oko i rozciętą wargę.
-Jak mogłeś?!- zerwałam się z kanapy, krzycząc wprost na blondyna, stojącego na wprost mnie.
Nie odzywał się, co zdenerwowało mnie jeszcze bardziej.
Spojrzałam w stronę loczka, który przyglądał mi się w skupieniu, jednak po chwili zawrócił i poszedł na górę, a pozostali dwaj mężczyźni skierowali się do kuchni.
Nosz kurwa mać!
-Jesteś totalnym idiotą, Niall!- krzyczę. -Jakim prawem go pobiłeś?! - moje ręce wędrują ku jego klatce piersiowej, z zamiarem popchnięcia go, jednak w ostatnim momencie łapie mnie za nadgarstki i boleśnie je ściska.
-Zamknij mordę, póki jeszcze masz co zamykać. -syczy mi prosto w twarz. Jego oczy są odcienia ciemnego granatu, co przeraża mnie najbardziej. Jest nieobliczalny, gdy jest wściekły.
Szkoda tylko, że jestem tak głupia i olewam tą wiedzę, nie mogąc się powstrzymać przed dalszą walką.
Wyrywam się z jego uścisku i ciskam w niego piorunami z oczu.
-Wal się! Jesteś chujem, bijąc swojego kumpla! Nie będziesz sterował moim życiem, rozumiesz?! Pierdol się! - Krzyczę. Moje słowa wypływają z moich ust niekontrolowanie. Nie panuję nad tym, co mówię i po chwili, gdy kończę swój wywód, czuję ostry ból na lewym policzku, a moja głowa przechyla się w prawą stronę pod wpływem uderzenia.
Z sykiem przykładam dłoń do piekącego miejsca i powoli podnoszę załzawione oczy na twarz sprawcy.
Uderzył mnie. Zostałam spoliczkowana przez Nialla... Stojący naprzeciwko mnie potwór, ciężko oddycha, czerwony ze złości i z zaciśniętymi pięściami.
Uderzył mnie.
-------------------------------------------------
Rozdział może krótki, ale wymodziłam go dzisiaj dla was :)
Jeszcze ciepły, nie sprawdzony, ale jestem padnięta więc idę spać.
Enjoy!
x
Subskrybuj:
Posty (Atom)