piątek, 31 stycznia 2014

Eighteen

 **~~**
Zmieniłam czas akcji :) 
Ejoy 
**~~**

Nie dziwię się ludziom, którzy twierdzą, że prawdziwa miłość nie istnieje. Mówią tak, bo nie chcą zaznać bólu który się z nią wiąże. W pewnej piosence, ojciec mówi synowi, by się nie zakochiwał. Mówi mu, jak bolesne jest życie i jak bardzo potrafi zranić. Jego słowa są bardzo mądre, bo chce uchronić syna przed całym złem tego świata, przed najgorszym, przed czymś, co doprowadza ludzi do szaleństwa, do rozpaczy i...śmierci.
 Nie wiem jak to jest być w kimś zakochanym, ale... Nie wiem też, jak się to objawia. W tych wszystkich ckliwych notkach na blogach większości młodych dziewczyn, pisze, że "czujesz motylki w brzuchu na jego widok". Motylki?!
Co, do cholery.
Jakie znowu motylki.... No błagam....
Rodziców nie było od kilku dni. Jessica pojechała na tydzień do ciotki w Manchesterze. A ja?
Siedzę na kanapie w pustym domu, nie wiedząc co ze sobą zrobić.
Wstaję nagle, słysząc, że ktoś wchodzi do środka. Co jest? Zdziwiona idę do przedpokoju, powoli stawiając kroki.
-Mamo? Tato? -kładę rękę na piersi, wciągając głęboko powietrze widząc rodziców, zdejmujących buty.
-Coś Ty taka zdziwiona.-  tata śmieje się i podchodzi do mnie, po czym mocno mnie ściska.
-Nie wiedziałam, że przyjeżdżacie. -marszczę brwi odsuwając się od ojca.
-Mieszkamy tutaj, słońce. Nie zapominaj.- Oh, oczywiście matka nie potrafi okazać ani odrobiny czułości.
Wywracam oczami, za co zostaję niemal od razu skarcona.
-To niegrzeczne wywracać oczami!
-Oh, Daj już jej spokój. Dopiero co przyjechaliśmy. - rzucam tacie szybkie, dziękczynne spojrzenie po czym mówię, że idę do pokoju i zostawiam ich samych.
To dziwne, że nie zadzwonili wcześniej, że w ogóle mnie nie poinformowali, że przyjeżdżają... NA całe szczęście w domu nie ma bałaganu, bo miałabym szlaban jak ich mało...
Rzucam się na łóżko i głośno wzdycham. Nie mam pojęcia co ze sobą zrobić. Teraz, gdy nie ma Jacoba, Jess pojechała na wakacyjny tydzień, zostałam całkowicie pozbawiona zajęć.
Przez sekundę myślę o Niallu, że mogłabym się z nim spotkać, ale odsuwam od siebie ten pomysł najszybciej jak tylko potrafię.
Na całe szczęście nie odezwał się do mnie przez ostatnie trzy dni. Ignoruję cichy głosik w mojej głowie, mówiący, że za nim tęsknie, po czym przeczesuję włosy prawą ręką.
Mój plan na razie działa jak należy, trzymam się od niego z daleka.
A raczej on ode mnie...
Yrgh... Nie ważne.
Staram się zapomnieć o blondynie i tym całym zajściu w tamten felerny dzień u Jake'a.
Wstaję z łóżka słysząc wołanie mamy z dołu. Powolnie schodzę na dół i ziewam przeciągle idąc w stronę drzwi, skąd dochodzi jej głos.
-Ktoś do Ciebie.- podnoszę powoli głowę na jej słowa i mało nie upadam.
O, mój boże.
Przyglądam się chłopakowi stojącemu w progu, ma na sobie granatowe jeansy oraz białą koszulkę, opinającą jego mięśnie. Włosy jak zwykle postawił na żel.
Wpatruję się w niego z szeroko otworzonymi oczami, gdy nonszalancko ściąga z twarzy okulary i zakłada je za koszulkę.
-Mamo, możesz nas zostawić ?- drżącym głosem zwracam się do kobiety na co kiwa głową z wielkim uśmiechem na twarzy i odchodzi.
Wychodzę na zewnątrz i zamykam drzwi, żeby nikt nie mógł nas usłyszeć.
Serce wali mi jak szalone, zasycha mi w gardle i nie mam pojęcia co powiedzieć.
-Dawno Cię nie widziałem.- Mówi spokojnym głosem, a nasz wzrok się krzyżuje gdy podnoszę głowę.
Wzruszam tylko ramionami, nie mogąc pokonać guli, która utknęła mi w gardle.
-Co robiłaś dwa dni temu na Terksie? - Co? Skąd on...
-Co? - rzucam szybko.
-Zadałem pytanie. -chrząka i lekko mruży oczy. Czuję, że to dopiero początek jego nerwów.
-Skąd wiesz, że tam byłam?- pytam i przy nagłym przypływie odwagi krzyżuję ręce na piersi.
Chłopak przygląda mi się, a po chwili słyszę jego pewny siebie śmiech. Unoszę brwi, nie rozumiejąc jego zachowania jednak po chwili jestem zdezorientowana na tyle, że moje ręce opadają wzdłuż ciała.
-To niebezpieczna dzielnica, Ty i twoja koleżanka nie powinnyście się tam pokazywać.- Oh. Tego już za wiele.
-Co Ci do tego, gdzie chodzę i z kim chodzę. - warczę i robię krok w przód.
-Nie podnoś na mnie głosu.- Syczy pochylając się nade mną, ale nie odwracam wzroku. Chcę mu pokazać, że nie będzie mną rządził.
-Nie mów mi co mam robić.- Odpowiadam równie wkurzona jak i on, na co unosi brew.
-Masz zakaz łażenia po nocy na tamtej dzielnicy, zrozumiano?- chwyta mnie mocno za ramię, niemal czuję jak ręka robi się czerwona.
-Wal się. - Wyrywam rękę i szybko wycofuję się do środka domu, zanim zdąża jakkolwiek zareagować.
Serce wali mi jak oszalałe, opieram się o drzwi i przekręcam w nich zamek, tak na wszelki wypadek.
Pochylam się w prawo i spoglądam na ramie, czując, jak mi pulsuje. Jest czerwone, cholera.
Szybkim krokiem kieruję się do schodów i wbiegam po nich, starając się jak najszybciej znaleźć w pokoju.
Zamykam za sobą drzwi po czym podchodzę do szafy i szukam w niej bluzki, z dłuższymi rękawami, żeby tylko rodzice nie zobaczyli tego zaczerwienienia.
Po chwili poszukiwań znajduję idealną i od razu przebieram się, nie chcąc zwlekać.
Już po chwili słyszę kolejne wołania z dołu, tym razem taty.
-Zejdź na obiad!
-Idę!- odkrzykuję równie głośno i wychodzę z pokoju.

Przeżuwam kawałek kurczaka, siedząc przy stole z rodzicami, jemy w ciszy, jedyne odgłosy to stukanie sztućców o porcelanę talerzy.
-Kto to był?- odzywa się mama a ja niemal dławię się mięsem.
Szybko przełykam to, co mam w buzi i wycieram usta chusteczką.
-Erm... Kolega.- mówię cicho i biorę łyka wody.
Kobieta uśmiecha się pod nosem i poprawia na krześle, po czym wymownie spogląda na tatę.
-Ładny ten twój kolega. - dopowiada a ja czuję, jak robię się czerwona.
O, mój boże... Serio?!
Kiwam jedynie głową, nie wiedząc co dalej powiedzieć. Jestem na niego wkurzona.
Jak on śmie mówić mi, co mam robić?! Skąd won w ogóle wie, że tam byłam? I co, do cholery tu robił, skoro nie odzywał się przez trzy, pieprzone dni!
Argh... Zamknij się, Am... Nie myśl o nim w ten sposób.
Moja podświadomość nie daje mi spokoju i co chwilę wkręca, że mi się podoba.
Tak nie jest. Nie lubię go, nikt nie będzie mówił mi, co mam robić. Poza tym, z nim wiąże się niebezpieczeństwo, nie to, że się go boję, czy coś. Ale nie chcę ponownie spotkać się z jego kumplami.

Po obiedzie, który przygotowała mama i o dziwo było dobre, idę do pokoju i siadam w fotelu w rogu pokoju. Wyciągam telefon z kieszeni i wchodzę w książkę telefoniczną. Chcę zadzwonić do Jess.
Muszę z nią porozmawiać, powiedzieć, co się dzisiaj stało. Tęsknię za nią...
Migająca koperta w rogu ekranu irytuje mnie, więc przejeżdżam palcem  po ekranie i wciskam ją.
Wstrzymuję oddech, widząc jej nadawcę.
Od: Niall
Wkurzyłaś mnie, maluchu. Do zobaczenia. 

Wpatruję się w tekst i zakrywam usta dłonią. Co ja najlepszego zrobiłam...


2 komentarze:

  1. Zajebiste *·* czekam na kolejny rozdział ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Nominowałyśmy Cię do Liebster Award
    Więcej u nas http://dwie-fikcyjne.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń